Przejdź do głównej zawartości

Monika Rzepiela – Szlacheckie gniazdo

W XVIII wieku powstała w Polsce Szkoła Rycerska, ludzie powoli przyzwyczajali się do tego jak ważna jest nauka, rozwijała się kultura i sztuka, założono Teatr Polski, a Stanisław August Poniatowski, wspaniały mecenas sztuki, urządzał obiady czwartkowe. Mimo tego oświecenie było wyjątkowo brutalne dla Polski. Pod względem politycznym i terytorialnym nasz kraj właściwie nie istniał i krok po kroku, za sprawą Austrii, Prus i Rosji zgrabiono ziemie w trzech rozbiorach, ostatecznie tracąc niepodległość aż na 123 lata. To podstawy, które zna każdy z nas. Rzadko jednak zadajemy sobie pytanie jak naprawdę wyglądało życie ówczesnych mieszkańców i nie chodzi tu o mieszczan, a o dwory i wsie, szlachtę i chłopów, dzięki którym nasza historia jest tak bogata.



Przenieśmy się zatem na Pogórze Karpackie, do Pawłówki, majątku zarządzanego przez Gracjana Pawłowskiego. Ostatniego dnia 1776 roku w dworku rodzi się maleńka dziewczynka Leontyna, a kilka godzin później, we wsi, przychodzi na świat córka pospolitych chłopów Marysia. Dzięki temu zbiegowi okoliczności, matka Marysi – Hrystyna zostaje mamką we dworze i historia rozpoczyna swój bieg.

Autorka inteligentnie połączyła losy dwóch dziewcząt, po to by ukazać realia jakie panowały w czasach pomiędzy pierwszym, a drugim rozbiorem Polski. Poznajemy charakter polskiej wsi pańszczyźnianej, gdzie jedynym i słusznym panem był właściciel ziemski, a chłopi to tania siła robocza, która traciła zdrowie, a często i życie na pańskich polach, po nocach starając się uprawiać swoje niewielkie poletka, by móc w zimie wyżywić rodzinę. Wchodzimy pod strzechy, by zaznajomić się z rozkładem chałup i zwyczajami panującymi w domostwie. Dla wielu porażającym może wydawać się fakt, iż chłopi w tamtych czasach rzadko potrafili pisać, a jeśli już, to znali jedynie podstawy. Dziewczęta od najmłodszych lat przyuczano do szycia, gotowania, prowadzenia domostwa, szykowano posag, po to, by jak najszybciej znalazł się mężczyzna, który weźmie je pod swój dach. Chłopców, natomiast uczono pracy na roli. Nikt we wsi nie myślał o wyprowadzce do miasta, nikomu w głowie nie były książki. Najważniejsza była praca, Bóg, pan w majątku i to żeby można było co do ust włożyć. 

O ile we wsi żyło się biednie, niemal ascetycznie, to już we dworze bogactwo czuć było z daleka. Jadano rarytasy, posiadano liczną służbę, dzieci od najmłodszych lat miały opiekunki i guwernantki, oddawano się wielu przyjemnościom. Przykładano dużą wagę do nauki, a życie upływało im (szczególnie kobietom) na wyimaginowanych waśniach i sporach z sąsiadami. 

Oprócz interesujących opisów osiemnastowiecznego życia we wsi, zwrócić należy też uwagę na rolę kobiety w ówczesnym świecie. Niewiasty traktowano przedmiotowo, stawiano je na piedestale, dbano o nie jak o najdelikatniejszą porcelanę i nie pozwalano na udział w "męskich" rozmowach. Kobieta miała zabawiać, być wspaniałą panią domu i jego ozdobą, Boże broń nie powinna mieć własnego zdania, a już na pewno nie sprzeciwiać się mężczyźnie. Jej rola była ograniczona do minimum, i choć powoli pojawiały się wśród kobiet pierwsze przejawy feminizmu, tzw. sawantki, które wybrały naukę, to jednak były to jednostki niezwykle rzadkie i wzbudzały w innych zgorszenie.

Dzięki wspaniałej pracy, którą wykonała Monika Rzepiela przygotowując się do napisania tej książki, mamy rzetelny opis polskiej wsi z XVIII wieku. Cudowne, barwne opowieści czy też bajania ludu, przekazywane wieczorami z ust do ust, piękne teksty starych kolęd i opisy zwyczajów, o których albo zapomnieliśmy, albo z czasem uwspółcześniliśmy. Fakty historyczne, które zgrabnie wpleciono w tekst są wisienką na torcie, pojawia się tu bowiem sam Tadeusz Kościuszko, mówi się też o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim, a także uchwaleniu Konstytucji 3 maja.

Powieść ta to nie tylko oryginalnie sfabularyzowane fakty historyczne, ale tez kompendium wiedzy o Polakach żyjących pod zaborami. Opowiada o zaściankowości, zasadach moralnych i etycznych, roli najniższych warstw społecznych w życiu szlachty, ale też o przywiązaniu do tradycji i pogodzeniu się z własnym losem. Tę opowieść należy znać. Jest mięsista, wielowątkowa i napisana tak plastycznie, że płynie się przez historię wartko i bez przeszkód. Polecam gorąco.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn