Dawno temu, w pięknych zielonych lasach gdzie teraz znajduje się pojezierze łagowskie panowała harmonia i spokój. Matka Natura zadbała o to by mieszkańcom tych ziem niczego nie brakowało. Lasy były pełne zwierzyny, grzybów i jagód, a jezioro wokół których powstała osada, obfitowało w ryby. Ludziom żyło się dobrze i dostatnio, bo z szacunkiem odnosili się do wszystkich stworzeń. Jezioro, które było czyste jak najprzedniejszy kryształ, kryło w swoich głębinach cudowną tajemnicę, której strzegła sama Matka Natura. Wysyłając niegdyś lodowiec w te strony, wiedziała, że stworzy duże jezioro rynnowe o bajecznych kształtach, wielu zakamarkach i nierównym pofalowanym dnie. Po wielu długich latach żmudnego żłobienia, udało jej się uzyskać zadowalający efekt i stwierdziła, że to właśnie tutaj będzie odpoczywała. I choć wtedy nie nadawano jeszcze nazw, to Matka Natura postanowiła, że osobiście dopilnuje by w przyszłości nadano mu nazwę Ciecz. Pod jej nieobecność jeziora...
Jakże mi brakowało książki, w której pasja wylewa się wszystkimi porami skóry bohaterów, odzwierciedla ich uczucia i oplata ich niczym bluszcz. Cieszę się więc bardzo, że powstała książka, która z nawiązką mi to zapewniła. Rzecz opowiada o Percy, dziewczynie, która ma ucho absolutne, cięty język i dar wyławiania muzycznych pereł. A także o Joe, charyzmatycznym muzyku, który dzięki niej nagle zaczyna tworzyć hity. Ich współpraca szybko przeradza się w coś więcej, ale od początku wiadomo jedno: ta historia nie skończy się happy endem. Percy i Joe tworzą elektryzujący duet, ale tylko jedno z nich stoi w świetle reflektorów. „Deep Cuts” to nie kolejny romans, a raczej emocjonalna partytura pełna dysonansów. To książka o tym, co się dzieje, gdy jesteś częścią czyjegoś sukcesu, ale nikt cię nie widzi. O relacji, w której miłość zderza się z ambicją, a kreatywność rodzi nie tylko muzykę, ale i ból. Podczas lektury wielokrotnie łapałam się na tym, że czułam Percy bardziej, niż chci...