Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

Uwiedziona

Dziecko usnęło, mąż pojechał na polowanie do lasu, a ja zasiadłam przed komputerem z lampką zimnego białego muscatu. Postanowiłam napisać krwawy erotyk... Był gorący sierpniowy wieczór, termometr wskazywał wciąż 26 stopni Celsjusza. W domu panowała cisza. Słychać było tylko brzęczenie komarów i jednostajne uderzenia o klawiaturę. Siedziałam zamyślona i skupiona na mojej pracy. Obmyślałam plan. Chciałam zabić i zakrwawić. W głowie szalało milion pomysłów, a ja w euforii spisywałam kolejne morderczo – miłosne gierki. Zaaferowana opowiadaniem, nie zauważyłam jego przybycia. Nie wiem, jak długo stał i mnie obserwował. Było mi gorąco, więc dolałam sobie chłodnego wina. Napój podziałał orzeźwiająco i twórczo. Zdania układały się zgrabnie w kryminalną całość. Zbliżałam się do clou sprawy. Miałam wyjaśnić motyw, wskazać zabójcę i erotyczne hobby bohatera... Przystąpił do ataku powoli. Początkowo lekko dmuchał w moją w twarz, ogrzewając policzki, które rumieniły się od ciepłego powiewu.

Kontemplacje wiejskiej baby

Kontemplacje na tematy życiowe zagościły na salonach warszawki. Modne stały się ucieczki celebrytów na wieś. Wypady w głuszę, na łono natury, gdzie można pobyć sam na sam ze swoimi myślami, zwolnić tempo i zastanowić się nad sensem istnienia, gonitwą za pieniądzem i korporacyjną rywalizacją. Rozpierzchli się celebryci po Polsce jak owce po hali i jęli doznawać duchowych przemian. Wracali wypoczęci, uśmiechnięci i pełni szczęścia. Na pytania zadawane przez dziennikarzy - jaka jest tego przyczyna - odpowiadali, że żyją teraz w zgodzie z wewnętrznym "ja" i osiągnęli spokój "zen". Naczytałam się tych rewelacji i postanowiłam zrobić coś z własnym "ja": - A co!? Babie ze wsi spokój "zen" się nie należy? Tylko celebryci mogą w sobie odkryć siłę medytacji? Co to, to nie! Ja też mogę. Wszakże jestem osobą upartą i swoje zamierzenia realizuję. Pytanie jednak gdzie oddać się błogim rozmyślaniom? Wyrzucić problemy z głowy i odetchnąć. Skoro w

Matka chaotyczka

Nigdy nie należałam do osób, które mają ułożony w głowie plan, wszystko robią według wytycznych i ściśle trzymają się planu.  Zawsze robiłam po swojemu i w swoim własnym rytmie. Nie zmieniło się to nawet wtedy kiedy zostałam matką. Ba, nawet się to zaostrzyło. Jak każda matka głowę zaprząta mi milion i pierdylion różnych spraw. Dziecko, praca, dom, pies, samochód, porządki, mąż w międzyczasie, urodziny, imieniny, kinderbale i aaaaaa. Jak ja się nazywam? Ach, tak. Ela, no tak, to ja. Wyobraźcie sobie przykładowy dzień z życia matki chaotyczki. W sumie, to ja napiszę, a Wy czytajcie: 7:00  pobudka 7:10  śniadanie – płatki na mleku grzeją się w mikrofali, pies tupie nogami, szybko na dwór. Wracam, młody je śniadanie w piżamie. Ja mam na sobie dół od piżamy i sweter założony na lewą stronę. Wpadam do kuchni, poganiam młodego, pędzę do łazienki. Szybki makijaż, tzn. krem i tusz do rzęs, bo pies zeżarł najlepszy pędzel do pudru. 7:30  młody zakłada buty, ja nadal w dole od piżamy.

Lawendowe zapomnienie

Amelia zamknęła książkę i westchnęła zrezygnowana. - Po co ja czytałam tego cholernego Grey'a? - Odłożyła pozycję na półkę i udała się do kuchni. Stanęła przy kuchennym blacie i zabrała się za przygotowywanie obiadu. Nie lubiła swojego życia. Marzyła o wspaniałej karierze piosenkarki, nagrywaniu płyt i koncertach. Skończyła jako nauczycielka emisji głosu w miejskim domu kultury. Po pracy wracała do domu. Do męża, który w liceum był obiektem westchnień wszystkich koleżanek. Przystojny, umięśniony blondyn. Oczytany i elokwentny. Skończył studia prawnicze i zajął się karierą adwokacką. Pobrali się na piątym roku studiów. Rafał był jej pierwszą miłością i dla niego poświęciła wszystko - karierę i miłość do muzyki. Po dwóch latach na świat przyszła Waleria i wywróciła poukładane życie Amelii o sto osiemdziesiąt stopni. Kobieta zajęła się dzieckiem i domem. W przerwach pomiędzy jedną drzemką małej, a drugą biegała do domu kultury i ćwiczyła emisję głosu z dzieciakami. Od

Walentynkowe L.O.V.E

Cukierki, kwiatki, czekoladki, pluszowe misie, poduchy w kształcie serca… Od kilku tygodni zakochani dają zarobić handlowcom. Jednak czerwona komercyjna maszyna właśnie parkuje w walentynkowym garażu miłości. Walentynki czas zacząć… od wyjaśnienia. 14. lutego na całym świecie jest dniem wyznawania sobie miłości, obdarowywania najbliższych słodkimi upominkami i kolorowymi kartkami walentynkowymi. Komercjalizacja tego święta postępuje z roku na rok, a co za tym idzie – rośnie liczba tych, którzy uważają je za niepotrzebne i tandetne. Wielu ludzi oskarża (dosłownie i w przenośni) Amerykanów za sprzedanie (a jakże!) nam tej świeckiej tradycji. Cóż, prawda jest ciut inna. Amerykanie nie są bez winy, ale głównymi winowajcami sercowego zamieszania są… Rzymianie. Cofnijmy się więc w czasie i spójrzmy jak to się zaczęło. W starożytnym Rzymie obchodzono dzień zwany Lupercalia, czyli Dzień Płodności i Macierzyństwa. Wierzono, że ofiara (najczęściej z kozy lub owcy) złożona Bog

Wiejski tunning

Wiosna uparcie nie nadchodzi. Zasnęła gdzieś w ciepłych krajach i wracać nie chce. Tymczasem w Polsce szaleje zima i zostawia po sobie straszny bałagan. Dziury na drogach to jedno z poważniejszych przestępstw, które popełniła. Straszą swoją głębokością, ostrymi krawędziami i częstotliwością występowania na metr kwadratowy. Może drogowcom uda się je załatać przed przyjściem wyższych temperatur. Ważne jest to dla pewnej grupy ludzi, która umiłowanie swe znalazła w tzw "wiejskim tuningu". Przesunięcie otwarcia sezonu powoduje u nich agresję i świąd pośladków, które aż się palą do posadzenia ich w kubełkowych fotelach odpicowanej bryki. Najczęściej posiadaczami takich aut są młodzi mężczyźni, którzy naoglądali się Transformersów i Gas Monkey Garage. Siadają przed tv, notują i postanawiają odpicować swojego 20-letniego malucha i zrobić z niego "króla szos". Termin, który sobie wyznaczają na zrealizowanie projektu to zazwyczaj zima. Najważniejszy w całym