Przejdź do głównej zawartości

"Czerwony notes" Sofia Lundberg

Jeśli wydaje się Wam, że "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa lub "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" Francisa Scotta Fitzeralda to najbardziej wzruszające utwory, które czytaliście i nic podobnego w tym temacie nie da się napisać - to muszę Was zdziwić, ponieważ "Czerwony notes" to ich godny następca. Śmiem twierdzić, że niebawem stanie w szranki w rankingu najpiękniejszych melodramatów i śmiało zajmie miejsce blisko tych, które wymieniałam. A dlaczego? 


Ano dlatego, że forma jest szalenie podobna, ale zdecydowanie różnią się językiem. Ten w "czerwonym notesie" jest łagodny, literacki, ale bardzo przystępny. Nie czytałam blurbów na tylnej okładce i nie sugerowałam się streszczeniami, po prostu chwyciłam książkę w piątkowy wieczór... i ocknęłam się kilka godzin później kiedy dobrnęłam do ostatniej strony.

Można się domyślać, że treść będzie oscylowała pomiędzy tytułowym notesem, a główną bohaterką, co oczywiście jest słusznym założeniem, ale tak naprawdę, wewnątrz kryje się piękna historia z przesłaniem.

Poznajemy bohaterkę - Doris - starszą, schorowaną kobietę, która żyje w małym mieszkaniu we współczesnym Sztokholmie. Czas mija jej na odliczaniu czasu od wizyty do wizyty opiekunki, cotygodniowych rozmowach ze swoją wnuczką cioteczną Jenny i sporządzaniem zapisków z czasów, kiedy Doris była młodą dziewczyną. Opowieść snuta przez główną bohaterkę przeplata się płynnie z teraźniejszością. Po kolei więc poznajemy historię jej skomplikowanego życia i problemów z jakimi przyszło się jej borykać w ostatnich dniach jej życia.

Na dziesiąte urodziny Doris otrzymuje od ojca czerwony notes, w którym jak mówił:

"Będziesz w nim zbierała swoich przyjaciół. (...) Wszystkich, których spotkasz na swojej drodze, we wszystkich ciekawych miejscach, jakie odwiedzisz. Żebyś o nikim nie zapomniała."

Dziewczynka nie zdaje sobie sprawy, że piękny, oprawiony w czerwoną skórę notes, będzie świadkiem wielu upadków i wzlotów, i będzie towarzyszył jej do końca życia, ponieważ każda osoba, która jest zapisana na kartach tego niezwykłego notatnika, odbiła swoje piętno w jej życiu.  W notesie zapisuje ludzi, z którymi ma do czynienia w trakcie całego życia. I tak, dzięki temu, poznajemy pierwszą pracodawczynię Doris, ekscentrycznego i wrażliwego artystę malarza, piękną, ale chorującą na alkoholizm modelkę oraz uroczego Allana Smitha, który skutecznie zawróci w głowie głównej bohaterce oraz wielu innych, mniej lub bardziej istotnych. Nie wszystkie wspominane osoby są pozytywne. Niektórych cechuje perfidia, a innych okrucieństwo. Mamy tu całe spektrum ludzkich przywar i charakterów, pojawiających się z pewnością w życiu wielu ludzi.

To nie jest usłana różami opowiastka obyczajowa, a przepiękna opowieść o prawdziwym, ciężkim, ale bardzo ciekawym życiu. Powieść o przekraczaniu barier, miłości do drugiego człowieka, empatii, gorącym uczuciu, dla którego warto porzucić rodzinę i postawić wszystko na jedną kartę. To wzruszająca i pełna refleksji literacka podróż w czasie, która kończy się tam, dokąd zmierza każdy z nas. Niech te chwytające za serce okruchy życia pozostaną z Wami tak długo jak ze mną. Cudowne...
Polecam najserdeczniej!

Rok wyd.:2018
Oprawa: miękka
EAN:9788327248404
Data: 05.09. 2018
Wydawnictwo: WAB


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn