Przejdź do głównej zawartości

Bajka o królowej Róży


Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać.







Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego szczęście nie miało granic, kiedy okazało się, że z dalekiej Turcji przywieziono najpiękniejszą z róż. Sprzedawca zachwalał kwiat, opisywał wygląd, ale nikt nie chciał go kupić ze względu na cenę. Szkuta podbiegł do stoiska, wygrzebał z kieszeni spodni wszystkie swoje oszczędności i kupił roślinę. Wiedział, że to w przyszłości zaprocentuje, a jego ogród będzie odwiedzany i podziwiany, co przyniesie mu olbrzymie zyski. Zapakował więc kwiat i szybko wrócił do domu. Po drodze zaplanował sobie, że posadzi różę w samym centrum ogrodu, żeby z każdej strony było ją widać.

Jak pomyślał, tak też zrobił. Pieczołowicie przygotował sadzonce miejsce, posadził ją, podlewał, nawoził i obserwował. Opowiadał innym kwiatom, że niebawem pąk pęknie i ogród stanie się najpiękniejszym miejscem na świecie, które podziwiać będą ludzie z całego świata. Kwiatki kiwały kolorowymi łebkami i machały serdecznie ogrodnikowi. Pragnęły, żeby marzenie ogrodnika się spełniło, bo jak nikt inny na to nie zasługiwał.
Pewnego poranka, kiedy rosa zaczęła znikać z trawy, pąk na sadzonce zaczął pękać. Pochylony nad rabatą niezapominajek Szkuta, usłyszał głośne ziewnięcie. Odwrócił się i zobaczył, że zamiast wielkiego pąka, patrzy na niego najpiękniejszy kwiat jakikolwiek widział. Karminowe, aksamitne płatki otulały delikatną główkę róży i łagodnie falowały. Zaaferowany i szczęśliwy podszedł do krzewu i rzekł:
- Witaj, piękna różo. Jestem Szkuta, ogrodnik. Dzięki tobie zmieni się życie moje i wygląd całego ogrodu. Czy potrzeba ci czegoś, moja droga?
Róża mrugnęła pięknymi oczkami, zafalowała liśćmi i odpowiedziała:
- Ogrodniku, pomogę ci zdobyć to czego pragniesz, ale musisz o mnie dbać. Od dziś będę królową tego miejsca, a reszta kwiatów, moimi poddanymi. Od tej chwili będziesz mnie słuchał, a razem osiągniemy cel.
- Co tylko zechcesz, Królowo.
- Na początek, posadzisz pomidory tuż obok mnie, żeby mrówki nie zjadły moich korzeni, a potem...
... a potem róża miała jeszcze tysiące innych zachcianek. Kazała przesadzić komarzyce, żeby odganiały od niej owady, ponieważ męczyło ją bezustanne bzyczenie. Liście  rabarbaru miały ją chronić przed intensywnymi promieniami słonecznymi, dzwoneczki miały za zadanie kołysać swoimi łodyżkami i bezustannie dla niej grać, frezje otulać pięknym zapachem, a rosnący nieopodal bluszcz, miał utworzyć wielki baldachim z liści i stworzyć dla róży salę tronową.
Ogrodnik spełniał wszystkie prośby Królowej. Wciąż przesadzał rośliny, sprowadzał najlepsze mieszanki nawozów i przycinał niepotrzebne pędy. Rośliny w jego ogrodzie były zmęczone i  błagały go o pomoc, ale ich nie słuchał. Najważniejsza była ona - Róża.
- Przecież dzięki niej odniesiemy wspólny sukces - tłumaczył - musimy trochę się wysilić, a nasze starania będą docenione.
Pracowały więc dalej. Grały, pachniały, odganiały mrówki, straszyły ślimaki i nornice. Szkuta był tak szczęśliwy, że nie zauważył zmian... Kwiaty pracowały ponad swoje siły, żeby zadowolić Królową. Bladły im kolory, usychały listki, stawały się wątłe i niezdrowe. Za to królowa miała się wspaniale. Kwitła, rozsiewała swój urok i wydawała nowe rozkazy.
Pewnego dnia wezwała do siebie ogrodnika i rozkazała wymienić wszystkie rośliny wokół niej, ponieważ są chore i psują jej wizerunek, a to ona odpowiada za cały ogród i to właśnie dzięki niej zjadą się turyści.
Kiedy Szkuta rozejrzał się po ogrodzie, jego oczom ukazał się straszny widok. Wszędzie rosły chwasty, więdnące i pragnące wody kwiaty, których łebki smętnie zwisały z łodyżek i błagały o pomoc. Wypielęgnowany niegdyś trawnik roił się od kopców kreta, a krzewy straszyły suchymi gałązkami. Wystraszony nie na żarty wziął się do pracy. Przesadzał zmęczone rośliny, nawadniał, nawoził i obcinał uschnięte gałązki. Wyrównywał kretowiny i przycinał trawę. Pracował jak szalony, nie zważając na wrzaski róży, która za wyjątkowo zły stan ogrodu obwiniała inne rośliny, a nie siebie.
Po kilku tygodniach wszystko zaczęło wracać do normy. Kwiaty znów pięknie zakwitły, trawa się zazieleniła, pojawiły się pierwsze owoce na borówkach, a Szkuta odetchnął z ulgą. Zrozumiał, że sukces można odnieść wspólnie.
Niestety Królowa Róża nie zgadzała się na takie rozwiązanie. Krzyczała i żądała wyjaśnień, ale nikt już nie przyszedł jej z pomocą. Została ukarana za swoje złe zachowanie. Rosła sama w środku pięknego i wypielęgnowanego ogrodu. Bez przyjaciół, bez rozmów i pomocy...



Morał jest jeden drodzy moi, powiem Wam ogólnie,
nie bierz tylko dla siebie, lepiej działać wspólnie!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...