Przejdź do głównej zawartości

J. Kaczanowska & J. Bednarek – Ogród Zuzanny III, Warto walczyć o tę miłość

Kiedy ponad dekadę temu wprowadzałam się do naszego domu, postanowiłam z całym przekonaniem, że nie będę hodować żadnych warzyw, a już w ogóle nigdy, ale to absolutnie nigdy, nie zasadzę kwiatów. Cel był taki, by wszędzie miała rosnąć trawa, tuje, świerki i trochę kamieni. Miało być minimalistycznie, po mojemu i bez zbędnej pracy, bo mam bardzo wiele rzeczy do zrobienia, a pielęgnacja rabat nie wpisuje się w tę robotę. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Powykopywałam wszystkie cebule i kłącza i porozdawałam rodzinie i sąsiadom, a po kilku latach... żałowałam tego tak bardzo, że rozpoczęłam odbudowę ogrodu. Nie w takiej formie jak był, ale innej, mojej, chaotycznej. Gdyby tytułowa Zuzanna zajrzała do niego, z pewnością wyczytałaby coś dzięki wiktoriańskiej mowie kwiatów. Ja się na tym nie znam, ale sadzę, wtykam, przycinam i pielę z olbrzymią radością i zaangażowaniem. Wydaje mi się, że to miłość!


A co słychać u naszych dobrych znajomych w Starej Leśnej? Otóż, dzieje się u nich bardzo dużo. U jednych lepiej, u innych nieco gorzej – jak w życiu. Kazia wspaniale radzi sobie jako bizneswoman, wieczorami stuka w klawiaturę, by dokończyć powieść, która siedzi w jej głowie i, niestety zauważa, że jej małżeństwo przechodzi olbrzymi kryzys, córki mają kłopoty w szkole i na domiar wszystkiego jej własna siostra wprowadza się do jej domu wraz z Łosiem. To znaczy koniem o imieniu Łoś. 

Zuzanna z Adamem borykają się z potworną stratą, depresją i niezrozumieniem zewnętrznego świata, usiłują wrócić do dawnego życia, ale proces jest wyjątkowo bolesny i żmudny.

U Wiolki,  miłość kwitnie, wreszcie trafiła na wspaniałego mężczyznę, który kocha ją na zabój i jest gotów zrobić dla niej wszystko. 

Najzabawniejsze postaci, czyli Robercik Kozak, jego żona Moniczka, dziedziczki oraz świnia polska zwisłoucha o wiele mówiącym imieniu Ryjek, żyją sobie jak pączki w maśle. Do tego całego rozgardiaszu dołącza koza, dzięki której Kozakowej przybywa subskrybentów w social mediach, a Robert staje się nawróconym feministą i bije rekordy popularności.

U uroczych pań Czaplicz, kury Kulczyby, (u której w wyniku wypadku oszalały hormony i przez to nie mogła się zdecydować czy woli być kogutem czy kokochą)  wszystko wywraca się do góry nogami. Krysia wraca odmieniona i zakochana z sanatorium, a cudowna Cecylia, szykuje się do najważniejszej w swoim życiu podróży.

Szalony ksiądz motocyklista, Jacek Wtorek, Elżunia Wieczorek, Gwidon, pan Grzybek, Irenka z oblubieńcem i jeszcze kilku innych bohaterów, wspaniale uzupełniają tę kolorową społeczność i cudownie budują atmosferę, a że wokół nich dzieje się dużo, to czytelnik ani chwili się nie nudzi.


Bohaterowie ostatniego tomu Ogrodu Zuzanny dorastają. Nie w sensie dosłownym, ale mentalnym. Niektórzy z wielkim trudem wychodzą z depresji, inni, godzą się z nieuniknioną wizją samotności, kolejni przyzwyczajają się do życia we dwoje. 

Ta książka była jak powiew świeżego powietrza w duszny dzień, jak poranna rosa na liściach. Cudownie napisana, przemyślana i przedstawiona czytelnikowi z wysoką kulturą. Przyniosła mi wiele radości, mądrych porad (Tak. Są tam, ukryte, między słowami co prawda, ale są.), ale też potraktowała smutkiem tak olbrzymim, że trudno mi było pohamować łzy. Ta książka jest jak życie. Do bólu prawdziwa, ale też piękna i zmieniająca się jak w kalejdoskopie.

Trzeci tom Ogrodu Zuzanny, to najpiękniejsza powieść z całej serii. Autorki dopieściły ją w każdym calu. Zadbały o wszystkich bohaterów, dołożyły wszelkich starań, by nikogo nie pominąć i nie pozostawić fabularnych dziur. Pobawiły się tą historią niczym pan Grzybek swoimi wypiekami; Wygładziły, doprawiły odrobiną miłości, polały lukrem z dodatkiem pieprzu, a w roli wisienki na tym niezwykłym torcie wystąpiło wzruszenie. Całość jest tak cudowna, że nie sposób się oderwać od tej lektury.

Polecam najserdeczniej i z pełnym przekonaniem!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...