Przejdź do głównej zawartości

Ela Matusiak – Uniesienia




LENA

Luksusowy suv toczył się powoli po wąskiej jezdni, nie zważając na rozgorączkowane trąbienie innych uczestników ruchu drogowego. Parł do przodu, raz po raz wyprzedzany przez potężne samochody terenowe. Za kierownicą siedziała elegancka kobieta, która jednocześnie prowadziła samochód i tłukła dłonią w zacinający się wciąż pulpit nawigacyjny. Była filigranową blondynką o zielonych oczach, które potrafiły wywołać uśmiech u niejednego mężczyzny.

Niech to jasny szlag! – Zaklęła siarczyście, popatrując ze złością, to na drogę, to na mrugający ekran nawigacji. – Czy już zawsze będę miała pod górkę? Najpierw Zołza, a teraz ta okropna wieś, las czy diabli wiedzą co?!

Lena była w czarnej dupie, jak zwykła mawiać, kiedy nic jej nie wychodziło lub znajdowała się nie tam gdzie powinna. Gdyby nie seria niefortunnych zdarzeń, opalałaby właśnie pośladki na Bora Bora i powoli sączyła drinka, marząc o opalonym ciele kelnera. Niestety wspaniałe plany spełzły na niczym, bowiem Jagoda zwana przez wszystkich pracowników Tecno – Zołzą, pokrzyżowała te dalekosiężne plany. Wpadła do jej biura tuż przed dziesiątą i oznajmiła nie cierpiącym sprzeciwu głosem, że w rzeszowskim oddziale firmy siadł cały dział marketingu i Lena natychmiast musi tam jechać. Na trzy tygodnie, albo dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Popatrzyła jeszcze na nią władczym wzrokiem, wygłosiła jedną ze swoich słynnych motywujących gadek o dobru firmy, silnych pracownikach i kobietach na szczycie, po czym kołysząc biodrami oddaliła się do pokoju Bartka i zaproponowała mu wyjazd należący do Leny.
Później okazało się, że założono jej blokadę na kołach, a złoszcząc się na nadgorliwą straż miejską i kopiąc w koła samochodu, złamała szpilkę w najpiękniejszych szpilkach od Manolo Blahnika. W międzyczasie zadzwoniła Karolina z IT i powiedziała jej, że ten południowy dział marketingu wcale nie ma siedziby w Rzeszowie, tylko w Polańczyku, nad samą Soliną. I w ten oto sposób, spóźniona i wielce zestresowana, przemierzała ostępy leśnych dróg, próbując dostać się do miejsca docelowego. Niestety, zacinający listopadowy deszcz nie pomagał kobiecie w orientowaniu się w terenie i zabłądziła.

Nie należała do słabych osób. Była ambitna, nigdy się nie poddawała i zawsze dostawała to czego chciała. Dzięki uporowi, wyjątkowemu samozaparciu i komunikatywności, po studiach szybko znalazła pracę i błyskawicznie pięła się do góry po kolejnych szczeblach kariery. Zaczynała jak każdy pracownik działu marketingu, od najgorszej roboty przy reserchu, a skończyła jako szefowa działu, korzystając z najlepszych pakietów socjalnych i własnego, wygodnego biura. Niestety, praca w korporacji miała też swoje słabe strony. Najgorszą i najbardziej dokuczliwą była Zołza, jej bezpośrednia przełożona, która zagięła parol na niczego niespodziewającym się Bartku. Ten jednak nie odwzajemniał amorów szefowej, ponieważ od dawna podobała mu się Lena. A, że Bartek z natury był poczciwy i prawdomówny, toteż podczas jednej z imprez integracyjnych powiedział Jagodzie, że nie jest nią zainteresowany i marzy o randce z Leną. Zołza przełknęła gorzką pigułkę odtrącenia, ale od tamtego czasu z wyjątkową złośliwością uprzykrzała życie podwładnej, wymyślając coraz to nowe zadania. Tym razem wysłała ją w góry.

Lena była już zmęczona wielogodzinną jazdą, wąska droga asfaltowa wiła się pomiędzy ogołoconymi z liści drzewami, a ona marzyła tylko o gorącym prysznicu i ciepłej kolacji w Gazdówce, w której udało jej się zarezerwować pokój. Niestety nawigacja raczyła całkowicie zamilknąć, a znaki drogowe nie ułatwiały sprawy. Wpadła nawet na pomysł, że kupi mapę w jakiejś mieścinie, ale było ciemno choć oko wykol i Lena nie miała ochoty już na żadne przystanki w nieznanym miejscu. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że na pewno zabłądzi. Jechała więc przed siebie i wytężając wzrok, starała się wypatrzeć znak z nazwą miejscowości docelowej. Niestety, pierwszy, który udało jej się dostrzec, to na pewno nie był Polańczyk, do którego zmierzała, a Rajskie.


Rajskie! – prychnęła Lena i mocniej ścisnęła kierownicę. – To jakiś podły żart losu i zemsta Zołzy, ot co! – Włączyła kierunkowskaz i powoli wtoczyła się do niewielkiej wsi. Nieopodal dostrzegła dom, przed którym w świetle jasnych lamp uwijała się gromadka ludzi, majstrująca coś przy starym Starze.
Mężczyźni chyba zakładali pług. – Pług! Klimat się ociepla, zimy prawie nie ma, a oni zakładają pług! Dobre sobie! – Utyskując cały czas, postanowiła zjechać z drogi i zapytać gdzie jest. Czworo mężczyzn pracowało przy starym gracie, ale z daleka było widać, że dobrze czują się we własnym towarzystwie. Śmiali się podczas naprawy i wskazywali po sobie. Kiedy podjechała bliżej, jej wzrok zatrzymał się na wysokim, dobrze zbudowanym mężczyźnie ubranym w jednoczęściowy kombinezon. Oderwał się od pracy i popatrzył jej prosto w oczy. Od tego spojrzenia Lenie zabrakło tchu. Mimo, iż jego twarz ukryta była w cieniu, zarys kwadratowej szczęki i wyraźnie rozbudowana sylwetka, dawały pole wyobraźni.
Dobry wieczór – uchyliła okno i mrużąc oczy zapytała. – Czy mogliby mi panowie powiedzieć jak dojechać do Polańczyka? Chyba się zgubiłam, nawigacja przestała działać, a ja nie wiem w którą stronę jechać.
Jeden z mężczyzn podszedł do samochodu. Z bliska Lena dostrzegła wydatny brzuch, zarumienione od zimna pucołowate policzki i bystre duże oczy, które z ciekawością się jej przypatrywały.
No, pani szanowna to się pogubiła o jakieś dwadzieścia kilometrów, ale wracać bym nie radził, bo ciemno i pada. Lepiej przekima pani w ośrodku, a jutro rano pojedzie spokojnie tam gdzie zmierza.
Wolałabym jednak, żeby mi pan powiedział jak wrócić i którędy jechać. – Postanowiła być nieugięta. – Wystarczy zawrócić, prawda?
No, jak pani sobie chce – mężczyzna wzruszył ramionami – ja bym nie jechał. Są zwężenia, osuwiska i mnóstwo zwierząt na drodze, ale skoro pani śpieszno do wypadku, to pani wybór. Proszę zawrócić, w Wołkowyi na zakręcie skręcić w prawo i potem cały czas prosto. Przed samym Polańczykiem jest rondo, proszę więc zjechać na nim w prawo i poszukać noclegu. Bo chyba już go pani załatwiła?
Tak, dziękuję. Poradzę sobie.
A tak z ciekawości, to gdzie się pani chce zatrzymać?
W Gazdówce na zboczu – odparła, ale zarejestrowała, że pozostali mężczyźni oderwali się od pracy i ze zdumieniem spojrzeli w jej kierunku. Najbardziej jednak spiął się ten wyjątkowy mężczyzna, od którego biła taka niechęć i chłód, że wyczuwała go nawet w dobrze nagrzanym samochodzie.
Lena podziękowała za pomoc, zawróciła i czym prędzej oddaliła się od zabudowań. Niestety po ujechaniu kilku kilometrów jej niezawodne auto stanęło na poboczu i odmówiło posłuszeństwa. I to nie była wina samochodu, a jej Leny niedopatrzenia. W pośpiechu, nerwach i nieustannym spoglądaniu na drogę, nie zauważyła, że od jakiegoś czasu miga na czerwono dioda wskazująca na kończące się w baku paliwo. Jak pech, to pech!




GNIEWKO

Robota nie szła Gniewkowi od momentu, kiedy ta pyskata turystka zjechała z drogi, by zapytać o Polańczyk. Dziwne uczucia towarzyszyły mężczyźnie odkąd tylko usłyszał jej głos. Bił z niego jakiś rodzaj bezczelności, ale też delikatności, o istnieniu której nie miał najmniejszej wątpliwości. Widział determinację malującą się na jej twarzy, uniesiono dumnie głowę i zaczesane gładko włosy. Choć światło z lamp biło jej prosto w oczy, nie bała się zlustrować każdego z nich, na dłużej zatrzymując wzrok właśnie na nim. To nie miało absolutnie żadnego sensu. Wszystko wypadało mu z rąk. Nawet narzędzia nie chciały z nim współpracować. Zaklął pod nosem i postanowił pomóc sobie przy śrubie młotkiem.
W ten sposób nam nie pomożesz – mruknął Marek, jego najlepszy przyjaciel – widzę, że informacja o Gazdówce nieźle wytrąciła cię z równowagi. Albo weź na wstrzymanie, albo jedź do domu.
Marek miał rację, dlatego pożegnał się i szybkim krokiem wrócił do siebie. Tłumaczył sobie, że to nie sprawka tej kobiety, tylko przeszłość go dogoniła. Na Gazdówkę reagował zawsze tak samo. Wściekłością i kompletną niemocą. Przed oczami wciąż miał załzawioną twarz Izabeli, która ze spuszczoną głową oznajmiała mu, że go nie kocha, że nie tak wyobrażała sobie wspólne życie i rozpoczyna karierę w Gazdówce jako menagerka. A przecież to dla niej przeprowadził się do Sanoka, to dla niej pracował na etacie i z miłości do niej opuścił rodzinne strony. Wszystko to jednak na nic. Co jak się później okazało wiązało się również z nowym mężczyzną w jej życiu, który postanowił wnieść do starego hotelu nieco nowoczesności i zachodniego sznytu. I choć Krzysztof pochodził z Ustrzyk Dolnych, to nosił się z francuska i z rozmachem wprowadzał zmiany w hotelu. Nic tak bardzo nie zabolało Gniewka jak zdrada. Tego nie był w stanie wybaczyć. Wrócił więc jak niepyszny do swojego ośrodka wypoczynkowego, który odziedziczył po rodzicach i postanowił prowadzić go przez cały rok, bez względu na pogodę. Do tej pory ośrodek działał jedynie w sezonie wakacyjnym. Szybko stało się jasne, że podupadający ośrodek, zaczyna odzyskiwać dawny blask. Położone nad samym Sanem maleńkie domki drewniane, przeszły gruntowne remonty i po uzyskaniu niezbędnych pozwoleń stały się zabudowaniami całorocznymi, co wraz z kilkoma większymi obiektami o stromych, krytych gontem dachach, tworzyły malowniczy bieszczadzki obrazek. Gniewko nie narzekał na brak gości. Rezerwacje trzeba było załatwiać już rok przed przyjazdem, a potrawy wychodzące spod zdolnych rąk korpulentnej Ołeny, znane były w okolicy i ściągały mnóstwo turystów.
Ołena trafiła do Rajskiego przez przypadek. Wyrzucona z Gazdówki za zbyt tradycyjne podejście do kuchni i brak chęci do gotowania po prowansalsku, kilka razy próbowała zdobyć posadę kucharki, ale, że dotychczasowy szef przestrzegł przed nią kolegów po fachu, toteż kobieta nigdzie nie mogła znaleźć pracy. Jedyna rzecz, która ją czekała to powrót na Ukrainę, ale tego bardzo chciała uniknąć. Miała tam do wyżywienia troje wnucząt, którymi opiekował się mąż. Wyjechała do Polski przed dwoma laty żeby dzieciaki mogły dokończyć edukację i godnie żyć, dzięki wysyłanym im pieniądzom. W Bieszczadach nic długo nie da się ukryć, pocztą pantoflową Gniewko dowiedział się o Ukraince, pojechał po nią do Polańczyka i zatrudnił bez wdawania się w szczegóły.
Kobieta z wielką radością objęła dowodzenie w, jak sama mówiła, obozowej gar kuchni i za punkt honoru wzięła sobie dogadzanie szefowi.
Kuchnia przynosiła ośrodkowi dodatkową reklamę, Gniewko szybko więc zatrudnił kolejnych pomocników, Ołenę mianował na szefową kuchni, a ona niczym Robert Makłowicz w spódnicy, smakowała, próbowała i doprawiała podsuwane jej pod nos potrawy, osobiście doglądając każdej z nich. Kilka dni wcześniej, przyniosła szefowi parujący kubek pełen kwaśnicy na wędzonej słoninie.
Pojedz sobie, chłopcze – powiedziała, stawiając jedzenie na biurku. – Sam jesteś, ciepła ci brakuje, to przynajmniej zjedz coś gorącego.
Gniewko miał słabość do Ołeny.
Dziękuję za zupę – odrzekł – i za rady też. – Mrugnął do kobiety okiem i z wielką przyjemnością zabrał się do jedzenia.

Gniewko uśmiechnął się na to wspomnienie. Dotarł do domu po kilkudziesięciu minutach żwawego marszu. Zanim przekręcił klucz w drzwiach, zawołał na swojego psa Kruksa, który jak zwykle tropił jakieś małe zwierzątka grasujące po terenie ośrodka.
Niewielki, łaciaty kundelek wybiegł zza dorodnej tui, która w świetle ośrodkowych lamp rzucała długie groźne cienie i merdając ogonem rzucił się na mężczyznę.
No już, już, pchlarzu – przywitał się z psem, czochrając go po sierści. – Co dziś porabiałeś, co? Chodź, mam dla ciebie coś pysznego. – Wszedł do środka, wpuszczając przed sobą zadowolonego czworonoga. Uchylił drzwi od lodówki, wyciągnął kilka plastrów szynki i podał pupilowi. Ten popatrzył smętnie na wędlinę, odwrócił kudłaty łebek i poczłapał w stronę legowiska, w którym szybko zwinął się w precel.
Aha, czyli rezydowałeś po południu u Ołeny, co? – Mruknął, po czym zabrał się za rozpalanie ognia w kominku. Po chwili ogień buzował na całego, w chatce zrobiło się przyjemniej, więc korzystając z okazji, Gniewko poszedł wziąć prysznic. Domek, który zajmował, był wcześniej ośrodkową stróżówką. Osobiście wniósł poprawki i sam zmodernizował budynek w taki sposób, by móc w nim zamieszkać. Wszystkie ściany były obite drewnem, co nadawało wnętrzu ciepła i sielskości. Na podłogach leżały szare dywaniki, przed kominkiem stał wielki wiklinowy kosz pełen polan drewna, a pod ścianą umieszczono olbrzymi regał z książkami i małe biurko, na którym piętrzyły się dokumenty. Ten niewielki salonik z kominkiem, dość ascetycznie urządzoną kuchnia, łazienka i dwie sypialnie na górze, tworzyły klimatyczne miejsce, w którym chciało się odpoczywać. Nawet gorąca woda nie wygoniła z jego głowy smętnych myśli.
Mężczyzna wciąż odtwarzał w myślach rozmowę toczącą się pomiędzy Markiem, a turystką i ten moment, w którym wspomniała o Gazdówce. – Szlag by to! – Zaklął pod nosem, szybko dokończył toaletę i postanowił zająć się pracą. Nie cierpiał papierkowej roboty, ale rad nierad zabrał się za stos piętrzących się dokumentów. Musiał nazajutrz wszystkie zawieźć do księgowej, która i tak miała do jego prac biurowych anielską cierpliwość. Pracował jakiś czas. I choć ciałem znajdował się w swoim domu, to jego myśli hasały wokół tajemniczej turystki, jej stanowczego spojrzenia i kształtnych ust. Nie mógł się skupić, porzucił więc biurko, zaległe dokumenty i nudne cyferki, porwał kurtkę z wieszaka, wymacał w jej kieszeni kluczyki i wypadł z domu jak burza. Postanowił, że wybierze się na krótką przejażdżkę, bowiem, jak mawiał tata, zawsze lepiej głowę przewietrzyć, niż głupstw narobić. A, że tacie ufał jak mało komu, toteż wsiadł do swojego wysłużonego Forda Rangera, zapuścił silnik, przekręcił pokrętło w radiu i ruszył. Nie myślał o tym dokąd jedzie, wyciszał umysł i odganiał natrętne wspomnienia.
Kiedy minął Bukowiec, w oddali zobaczył mrugające światła awaryjne samochodu stojącego na wąskim poboczu. Zatrzymał się tuż za suvem, wygrzebał ze schowka latarkę i wyskoczył z Forda.
Zaglądał w okna, wrzeszczał, szukając właściciela w pobliskich krzakach, ale ciemność i iście listopadowa aura, nie ułatwiały mu zadania. Postanowił wrócić do swojego samochodu, pojechać do Polańczyka i zgłosić sprawę na policję, bo jak się okazało, leżąca na fotelu pasażera komórka była kompletnie rozładowana.
Mężczyzna jechał powoli, starając się dostrzec na drodze jakikolwiek ślad po kierowcy, który opuścił swój pojazd. Oczywiście, istniała możliwość, że ktoś już udzielił mu pomocy, ale wolał sprawdzić, niż sobie potem wyrzucać.
Nie ujechał zbyt daleko, kiedy błysnął mu mały, powoli przemieszczający się, neonowy punkcik. Podjechał ostrożnie bliżej i zorientował się, że poboczem idzie kobieta. Nie dość, że miała na sobie jakieś płaskie, zupełnie nienadające się do wędrówki buty, to jeszcze jakiś gumowy płaszcz w opalizujące gruszki. W jednej ręce trzymała plastikowy kanister, a w drugą zaciskała na niewielkim przedmiocie. Gniewko, uchylił okno, zatrzymał się przy kobiecie i powiedział.
Proszę wsiadać, podwiozę panią do hotelu. Pani jest właścicielką tego suva z pobocza? – Kobieta odwróciła głowę w jego stronę i spojrzał wprost w przerażone i jednocześnie zdumione oczy turystki, która pytała o drogę kilka godzin temu.
Była cała przemarznięta. Wiatr, deszcz i kilkustopniowa temperatura dały się jej we znaki, przez co wyglądała jak kupka nieszczęścia. Mimo tego, znów uniosła dumnie głowę i powiedziała.
Dam sobie radę, tu musi gdzieś być stacja paliw. Ale dzięki za troskę.
Gdzie chcesz zatankować? Najbliższa stacja jest w Polańczyku, a i tak w sezonie nie jest otwarta całodobowo. Wsiadaj – zakomenderował, cały czas powoli jadąc obok dziewczyny.
Mimo to, dzięki. Załatwię to jakoś.
Załatwisz to swój organizm, paniusiu! Możesz zafundować sobie przeziębienie, albo co gorsza zapalenie płuc. Spójrz tylko na siebie, jesteś cała przemoczona i zmarznięta. Wsiadaj. Odholujemy twój samochód do mojego ośrodka, prześpisz się, a rano pojedziemy po paliwo i pojedziesz do hotelu.
Gniewko widział jaką walkę toczy ze sobą dziewczyna. Była oburzona jego arogancją, ale chyba potrzeba wygrzania się i snu była silniejsza od niej, bo otworzyła drzwi i wgramoliła się na miejsce pasażera. Mężczyznę owionął słodki, kwiatowy aromat, który wypełnił mu nozdrza wspomnieniami z dzieciństwa. Przynajmniej przez ułamek sekundy poczuł spokój i radość, która nie towarzyszyła mu już od bardzo dawna. Stłumił jednak tę chwilową euforię, zawrócił samochód i ruszyli w drogę powrotną.
Tylko niczego nie próbuj! – Ostrzegła dziewczyna. – Mam przy sobie gaz pieprzowy i nie pozwolę zrobić sobie krzywdy.
Gniewko parsknął rozbawiony.
Gdybym chciał zrobić ci krzywdę, to dawno byłabyś nieprzytomna, paniusiu.
I nie mów do mnie per paniusiu! – Wściekła się. – Mam na imię Lena i nie życzę sobie takiego poniżania.
Gniewko. – Przedstawił się i uniósł nieco lewy kącik ust, co miało być czymś na kształt miłego uśmiechu. – I nie poniżam cię, ale się z tobą droczę, paniusiu!
Poza tym, o dziewiątej muszę być już w oddziale Tecno w Polańczyku, więc rano zapłacę ci za pomoc i muszę szybko gnać do pracy. Oczekują mnie tam.
Skoro musisz – odparł, ale wcale nie spodobał mu się pomysł, że rano może ostatni raz widzieć Lenę. A tego by nie chciał. Była to myśl nagła, błyskawiczna i zaniepokoiła go jeszcze bardziej niż dzisiejsze prognozy pogody Mariana, pracującego od wielu lat na wypale. On zawsze wiedział kiedy przyjdzie pierwszy śnieg i trzeba przygotować się na opady. Zajęty swoimi myślami, Gniewko nie powiedział nic więcej i skupił się na prowadzeniu samochodu.
Lena w tym czasie wywróciła oczami i mocniej zacisnęła pięści na małym opakowaniu gazu.
Po chwili dotarli do jej auta, Gniewko sprawnie przypiął do obu samochodów linę holowniczą, Lena zasiadła za kierownicą suva i pojechali w stronę Rajskiego. Dotarli do ośrodka krótko przed północą. Mężczyzna oderał niewielki neseser z rąk dziewczyny, przemarzniętą i bardzo zmęczoną poprowadził do domu.
Rozgość się. – Powiedział. – Weź prysznic, przebierz się, a ja pójdę do naszej kuchni i przyniosę ci coś ciepłego do jedzenia. Ołena zawsze chowa coś do jedzenia dla niespodziewanych gości.

LENA

Lena drżała. Z wysiłku, zmęczenia i zimna. Była przemarznięta do szpiku kości dlatego z wielką przyjemnością skorzystała z propozycji Gniewka i poszła wziąć prysznic. Stojąc pod rozkosznie gorącą wodą zastanawiała się nad tym, jak los bywa przewrotny. Już drugi raz spotkała dziś tego człowieka. W dodatku jej organizm dziwnie reagował na jego bliskość. W powietrzu elektryzowało jakieś napięcie, a okropny ton, którym się do niej zwracał doprowadzał ją do szewskiej pasji. Wyszła z łazienki ubrana w legginsy i polarową bluzę, otuliła się kocem leżącym na oparciu kanapy i postanowiła poczekać na Gniewka ogrzewając się przy kominku. Zmęczenie jednak wzięło górę i dziewczyna błyskawicznie usnęła. Poczuła jeszcze delikatny dotyk palców na policzku. Wydawało się, że słyszy jak ktoś szepcze, że jest piękna, ale objęcia Morfeusza uścisnęły ją zbyt mocno, by mogła się nad tym głębiej zastanowić. Śniło jej się, że przytula się do dużego, silnego mężczyzny o złotych oczach, głaszcze jego tors, bada zakamarki ciała i mruczy z podniecenia. On, kładzie się na niej, składa mokrego całusa na nosie, a potem wodzi językiem po linii jej szczęki, szyi i wkłada jej mokry język do ucha...
W tym momencie Lena zerwała się na równe nogi, zrzucając przy okazji małą, kudłatą kulkę, która z wyrzutem popatrzyła na dziwnego gościa. Dziewczyna skonstatowała, że nie znajduje się w salonie, ale w uroczym pokoju, którego dwa małe okna wychodziły wprost na szumiące wody Sanu. Odwróciła zachwycony wzrok od krajobrazu i spojrzała na podłogę.
A więc to ucho to twoja sprawka, łapserdaku? Całe szczęście, bo myślałam, że śnię na jawie. – Podrapała psa za uchem i rozejrzała się po domu. – A gdzie twój pan, co?
Lena rzuciła okiem na wiszący na ścianie stary zegar z kukułką i stwierdziła, że jest ósma trzydzieści. Wpadła w panikę, zaczęła gorączkowo szukać telefonu, żeby zadzwonić do Tecno i uprzedzić ich, że stoi w korku, albo dopadły ją bieszczadzkie niedźwiedzie. Wszystko jedno co im powie, byleby wyłgać się jakoś i nie zrobić złego wrażenia na podwładnych już pierwszego dnia. Koniec końców, telefon odnalazła wciśnięty pod poduszkę. Na nic się to jednak zdało, kiedy okazało się, że nie ma zasięgu.
Noż jasna cholera by wzięła! – zaklęła. – Jak ludzie mogą tutaj funkcjonować? Dziura bez zasięgu i bez stacji paliw. A żebyś tak spiekła te kościste nogi, małpo jedna! – Zwizualizowała swoje marzenie odnośnie do Zołzy i zbiegła po schodach do salonu. W pędzie o mało nie wpadła na kobietę w kwiecistym fartuchu, która na ławie ustawiała talerzyki z parującą jajecznicą.
Dzień dobry, kochanie. – Zamknęła Lenę w matczynym uścisku. – Jestem Ołena. Przygotowałam ci śniadanie i coś na ząb na później. Gniewko powinien być lada chwila, pojechał po paliwo żebyś mogła dojechać do pracy. Ależ z ciebie drobne stworzenie, siadaj proszę i jedz. Porządne śniadanie zaraz postawi cię na nogi.
Dziękuję, ale naprawdę musiałabym już jechać. Jestem mocno spóźniona, a dziś muszę być koniecznie w biurze. Komórka nie działa, nie mogę więc powiadomić pracowników o spóźnieniu. Ten cały wyjazd to najokropniejsze co mnie ostatnio spotkało. – Lena opuściła ręce w geście bezradności.
Usiądź, dziecko. Zjedz śniadanie. Twój samochód nadal ma pusty bak, więc i tak nie dojedziesz. Czasem trzeba trochę odpuścić, a wszystko i tak się ułoży. Co ma wisieć, nie utonie. – Puściła do niej oko. – No, smacznego. A telefon mamy tutaj radiowy. Jak chcesz, to możesz z niego skorzystać – powiedziała, wskazując na niewielki telefon bezprzewodowy leżący na biurku Gniewka.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i szybko wykonała telefon do Tecno z informacją, że się trochę spóźni.
Lena była bardziej głodna niż przypuszczała, a świeży ser, jajecznica i apetycznie wyglądający żytni chleb, spowodował, że nie opierała się zbyt długo. Ze smakiem dobrała się do jedzenia, wszystko popijając olbrzymim kubkiem herbaty z miodem.
Ale dobre, dziękuję. Czuć wprawną rękę kucharza.
Ręka jak ręka – uśmiechnęła się Ołena. – Świeże produkty i górskie powietrze robią swoje. O, jest i szef. Widzisz, zaraz będziesz mogła pojechać do tych swoich biur.
Nim kobieta zdążyła zebrać talerze, do domku wszedł Gniewko, który dał Ołenie całusa w policzek. Lena pomyślała, że chciałaby być na jej miejscu, ale szybko otrząsnęła się z tych myśli. Trudno jej było odwrócić wzrok od tych gęstych, ciemnych, nieco przydługich włosów i oczu w kolorze ochry, które przewiercały ją spojrzeniem.
Dzień dobry, chłopcy właśnie tankują samochód, dobrze spałaś, paniusiu? – Uśmiechnął się szeroko, jednocześnie odwieszając kurtkę na wieszak.
Lena zagotowała się ze złości, zaskutkowało to zaróżowionymi policzkami i nie umknęło bystremu wzrokowi mężczyzny.
Tak. – Wydusiła przez zaciśnięte zęby. – I przepraszam, że narobiłam ci kłopotu. Dziękuję za teleportowanie mnie do sypialni i to, że tyle dla mnie zrobiłeś. Ja się będę zbierać. Chciałabym się tylko przed wyjazdem się odświeżyć, rozliczyć i już mnie nie ma.
Gniewko popatrzył na nią z namysłem, otaksował powoli jej sylwetkę i westchnął.
Nie mam nic przeciwko, korzystaj do woli. I nie przyjmuję zapłaty. Dzięki tobie, wczoraj zupełnie zapomniałem o problemach, które mnie męczyły, zatem ja winien jestem ci podziękowania. – Zrobił niepewny krok w jej stronę, uniósł rękę jakby chciał odgarnąć jej z czoła niesforny kosmyk, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
Lena, bojąc się, że ulegnie jego dotykowi i na co miała wielką ochotę – wtuli twarz w tę wielką dłoń – przepadnie z kretesem, dlatego uśmiechnęła się do niego tylko, chwyciła za neseser i uciekła do łazienki.
Co się z tobą dzieje, dziewczyno, co? Zastanawiała się, opłukując rozgorączkowaną twarz zimną wodą. Nie możesz reagować na pierwszego lepszego mężczyznę jak napalona pensjonarka, beształa się w myślach. I choć próbowała się oszukiwać, że ten człowiek, którego zna raptem kilka godzin nie robi na niej wrażenia, to nie mogła oprzeć się pokusie i po wyjściu z łazienki podeszła do biurka, przy którym siedział. Był już sam. Po śniadaniu i po Ołenie nie było śladu.
Gniewko odwrócił się w jej stronę, a kiedy spojrzała w oczy przypominające płynne złoto, przypomniała sobie silne ramiona ze snu, które mocno jak kokon owijały jej ciało i dawały poczucie bezpieczeństwa.
To może jednak zapłacę? – zapytała.
Wstał, założył ręce na piersi i wbił w nią spojrzenie.
Nie zgadzam się. No, chyba, że dasz się namówić na kolację?
Lena dostrzegła w oczach Gniewka błysk nadziei, która na chwilę zbiła ją z pantałyku, a on widząc jej konsternację, dodał szybko.
Ale nie czuj się zobowiązana. Pomyślałem tylko, że może zechciałabyś spędzić ze mną trochę czasu i porozmawiać.
Właściwie to nie wiem jak długo zajmie mi praca. Mam tam mnóstwo do naprawienia, zorientowania się gdzie tkwi problem, ale myślę, że w ramach rekompensaty dam się namówić na tę kolację, ale pod jednym warunkiem.
Gniewko podniósł prawą brew w pytającym geście.
Nie mów do pnie PANIUSIU!
Mężczyzna zaśmiał się serdecznie. Lenie bardzo spodobał się ten dźwięk. Był taki radosny i beztroski. Pomyślała, że mogłaby go słuchać godzinami.
Tej obietnicy nie będę chyba w stanie dotrzymać, ale obiecuję, że się postaram, pan…
Szszszsz… nie wypowiadaj tego słowa – ostrzegła, podchodząc do niego w trzech susach i bez zastanowienia kładąc mu na ustach palec wskazujący.
Gniewko ujął jej dłoń, przytrzymał przy swoich ustach i patrząc głęboko w oczy, ucałował każdy palec, delikatnie muskając go językiem. Ten niezwykły pokaz męskiego pożądania spowodował, że Lena wciągnęła głęboko powietrze, poczuła jak w trzewiach zaczyna ryczeć jakiś potężny zwierz, który wprawił jej ciało w drżenie, ostatkiem sił jednak przerwała kontakt wzrokowy i sięgnęła po walizkę.
Odprowadzę cię – oznajmił nieco zachrypniętym głosem. Zabrał z rąk Leny neseser i kładąc jej rękę u dołu pleców, poprowadził do samochodu. – Widzimy się o dziewiętnastej? – Dziewczyna potaknęła, wsiadła do auta, odpaliła silnik i powoli wycofała go spod domu Gniewka. Nie miała pojęcia jak się skończy dzisiejsza kolacja, ale przysięgła sobie, że musi to sprawdzić, bo może się okazać, że będzie to najlepsza rzecz, jaka przytrafi jej się tej jesieni. Ale zanim znów pomyśli o pełnym tajemnic, przystojnym właścicielu ośrodka, najpierw musi zająć się własną pracą i kwaterą, do której wczoraj ostatecznie nie dojechała.
Do Polańczyka dotarła po niespełna półgodzinnej podróży. Szybko znalazła biuro, do którego weszła dumnym krokiem. Musiał przyznać, że lokalizacja była nad wyraz miła. Biuro bowiem, było niewielkim budynkiem z olbrzymią przeszkloną ścianą wychodzącą wprost na Solinę. Widok zapierał dech w piersiach i zdecydowanie był piękniejszy niż szare wieżowce stojące dumnie po drugiej stronie ulicy jej warszawskiego biura. Nie dała po sobie poznać, że denerwuje się swoim spóźnieniem, poprosiła o kawę i zajęła miejsce przy biurku, które do tej pory należało do Tomasza, kierownika tego oddziału. Musiała przyznać, że pomimo chaosu panującego w dokumentach i braku kontaktu z klientami, ekipa była dość zgrana. Pięcioro ludzi tworzących zespół, było ze sobą tak zżyte, że bez mrugnięcia okiem odczytywali swoje potrzeby. Po kilkugodzinnej pracy, polubiła krzykliwą Kaśkę, Kazika, Mariusza i Kingę. Tomek nie ukrywał niezadowolenia z jej wizyty, ale pomagał jak mógł. A ponieważ problem tkwił gdzieś głęboko i póki co nie mogła go namierzyć, Lena wysłała maila do Zołzy z informacją, że te trzy tygodnie będą jednak potrzebne na postawienie oddziału na nogi.
Po siedemnastej wyszła z pracy, życząc wszystkim miłego popołudnia. Postanowiła pojechać do Gazdówki, w której zarezerwowano jej pokój, odświeżyć się i pojechać do Rajskiego na kolację z Gniewkiem.


GNIEWKO

Mężczyzna spędził przedpołudnie na papierkowej robocie. Uśmiechając się do swoich myśli, w porze obiadowej udał się do stołówki i wszedł do kuchni od zaplecza.
Dzień dobry, ekipo! – przywitał się z pracownikami.
Cześć, szefie – dobiegła gromka odpowiedź, która zawsze sprawiała mu dużo przyjemności.
Czy ja tu dziś coś zjem?
Zza przepierzenia wyjrzała dostojna twarz Ołeny, która uśmiechając się półgębkiem odwróciła się na pięcie i po chwili na stole wylądował talerz pełen blinów ze śmietaną.
No, mów. Coś taki zadowolony? Czyżby na twój humor miała wpływ ta mała blondynka z miasta?
Gniewko nie odpowiadał, tylko zajadając bliny, mlaskał ze smakiem. Kiedy ostatni placek zniknął z jego talerza, oparł się wygodnie o krzesło, założył ręce na piersi i stwierdził.
Dzięki, było pyszne.
Ty mi tu oczu nie mydl, tylko mów.
Właściwie to przyszedłem cię poprosić o pomoc w przygotowywaniu kolacji. Tak, i to ma coś wspólnego z Leną.
Ha, wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Od śniadania chodzisz napuszony jak paw. – Klasnęła w ręce Ołena. – Nic się nie martw, wszystko będzie gotowe. Gdzie wam to przygotować, gołąbeczki. W twoim domu?
Właściwie, to mam inny pomysł.



LENA


Lena była wściekła! Zaczęła nawet myśleć, że ta czynność przylgnie do niej jak druga skóra. W końcu nie opuszczała jej od momentu, kiedy dowiedziała się o swoim natychmiastowym wyjeździe w Bieszczady. Chwile przerwy od złości zarejestrowała jedynie wtedy, kiedy w pobliżu znajdował się przystojny właściciel ośrodka w Rajskiem. W tej chwili skręcała właśnie na jego teren, z zamiarem błagania o wynajęcie jej domku, lub chociaż pokoju z łazienką. Niestety okropna, wyfiokowana menadżerka w Gazdówce, wyniosłym tonem oświadczyła Lenie, że wczoraj nie pojawiła się na czas, zatem rezerwacja i zaliczka wpłacona wcześniej przepadają. Dodała jeszcze, że o tym hotelu będzie niedługo głośno, bo oni traktują klientów bardzo dobrze i tak też chcą być traktowani, więc zgłosili się do przetargu na noclegi dla całej ekipy filmowej, która miała niedługo kręcić komedię romantyczną nad Soliną. – To się jeszcze okaże – przysięgła sobie Lena. – Jeszcze ci ten wyniosły uśmiech zejdzie z tych napompowanych botoksem ust!
Zaparkowała samochód tuż obok terenówki Gniewka, zajrzała do domu, ale, że był zamknięty na klucz, postanowiła go poszukać.
Musiała przyznać, że miejsce było cudowne i wyjątkowo malowniczo położone. Przy każdym domku rosły gęste tuje, które gościom dawały odrobinę prywatności. Alejki prowadzące do poszczególnych części ośrodka były wypielęgnowane i utrzymane w porządku. Pomimo listopadowej szarugi, trawa zieleniła się jeszcze resztkami chlorofilu, a liście, które opadły z pobliskich brzóz, mimo swej brunatnej barwy, nie sprawiały wrażenia zbutwiałych. Najpiękniej jednak prezentował się szumiący tuż za drewnianym ogrodzeniem San. O tej porze roku woda przybrała i płynęła wartko w swoim korycie. Pomyślała, że latem musi tu być pięknie. Próbowała sobie to nawet zwizualizować, ale ostatecznie odwróciła wzrok od rzeki i podążyła ścieżką prowadzącą wprost do drewnianego domu położonego w samym sercu ośrodka. Zapukała kołatką do drzwi z napisem rejestracja i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła klamkę. Znalazła się w niewielkim hallu wyłożonym zielonym dywanem. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające kolejne etapy budowy ośrodka oraz rodzinna fotografia, z której uśmiechał się beztrosko Gniewko, mając po obu stronach mamę i tatę.
Paniusiu? – Zapytał mężczyzna, który nie wiedzieć kiedy stanął w drzwiach prowadzących do biura. Podszedł do niej, odwrócił ku sobie i widząc zacięty wyraz twarzy ujął ją pod brodę. – Stało się coś?
Wiesz co, właściwie to nie – odparła buńczucznie. – Coś sobie ubzdurałam, ale właśnie mi udowodniłeś, że jednak się myliłam. – Odwróciła się na pięcie z zamiarem natychmiastowego powrotu do samochodu. Nie cierpiała tego protekcjalnego tonu. Czuła się wtedy jak uczennica besztana przez nauczyciela.
Gniewko zareagował błyskawicznie. Chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Przylgnął do jej pleców, odgarnął włosy i wyszeptał do ucha.
Widzę, że coś jest na rzeczy. Masz kłopot, więc daj sobie pomóc. – Ciepły oddech owionął jej ucho, przyprawiając całe ciało w rozkoszne drżenie. – Pięknie pachniesz – wymruczał w jej szyję.
Na policzkach Leny wykwitły dwa dorodne rumieńce, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Czuła, że ten mężczyzna nie jest jej obojętny. Właściwie to jej ciało czuło te niesamowite wibracje, które były pomiędzy nimi. Jakaś magnetyczna siła przyciągała ich do siebie i mimo całej swojej dumy i uporu, musiała przyznać przed samą sobą, że nie zamierza się bronić przed tym obezwładniającym uczuciem.
Czując bliskość Gniewka, oddychała płytko, ale przylgnęła do jego szerokiej piersi, pozwalając zamknąć się w uścisku. Mężczyzna powoli obrócił ją ku sobie. Zaskoczona podniosła głowę i napotkała złote spojrzenie pełne niewysłowionego pożądania. Gniewko zbliżył swoją twarz i złożył pocałunek na jej czole, po czym ujął ją za rękę i poprowadził w stronę swojego domu.
Szalejące w ciele Leny pożądanie nie gasło ani na chwilę, ale była zaskoczona, że Gniewko nie rzucił się na nią w hallu recepcji. Tak zrobiłby każdy mężczyzna na jego miejscu, ale nie on.
Powiesz mi co się stało, czy mam to z ciebie wycisnąć – przerwał jej rozmyślania męski głos.
Lena opowiedziała całą historię z menadżerką Gazdówki. Chłopak na te słowa spiął się i przybrał zacięty wyraz twarzy, jednocześnie przygarniając ją bliżej siebie. Nie przerywał, słuchał uważnie co ma do powiedzenia, a kiedy poprosiła go o wynajęcie jej pokoju, stanowczo odmówił.
Będziesz mieszkać u mnie, ponieważ wszystkie domki są zajęte. Mam wolny pokój, w którym już spałaś. Ja śpię po przeciwnej stronie, więc nie grozi ci nocny atak z mojej strony.
Wiesz, właściwie mogłabym oszukać miejscówki w Solinie albo Wołkowyi, ale tu jest tak pięknie. Nie chcę stwarzać ci problemów, lub co gorsza narażać na nocne ataki – uśmiechnęła się do niego zawadiacko.
Nie robisz mi żadnego kłopotu, właściwie, to wprowadzasz od wczoraj sporo chaosu w moje życie, ale muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Nocne ataki zresztą też – nie pozostał jej dłużny. – A teraz chodź, wypakuję twoje rzeczy i zabieram cię na kolację.
Lena nie wiedziała jak przygotować się na wieczór. Krążyła wokół wyładowanych na łóżku ubrań, próbowała dobrać dodatki, ale naprawdę nie wiedziała czego się spodziewać.
Paniusiu! – dobiegło do niej wołanie z dołu. – Ubierz się ciepło i wygodnie. Twoje miastowe ubrania nie będą się nadawały tam gdzie idziemy.
Ciekawe skąd wiesz, że nie wiem się w co ubrać? – Odkrzyknęła.
Bo tak drepczesz, że w kuchni tynk z sufitu odpada. – Zaśmiał się, wyraźnie zadowolony ze swojego żartu.
Ostatecznie zdecydowała się na dżinsy, ciepłą koszulkę termiczną, na którą narzuciła polar z modnego sportowego sklepu, wszystko dopełniając ciepłymi butami emu.
Zeszła na dół i oznajmiła, że jest gotowa. Gniewko otaksował dziewczynę wzrokiem i uśmiechając się, stwierdził.
Musisz kupić sobie inne buty. W tych w Bieszczadach długo nie wytrzymasz. Lada dzień spodziewamy się opadów śniegu. Jestem więc pewien, że albo wylądujesz na tyłku zaraz po przekroczeniu progu, albo przemoczysz stopy do tego stopnia, że skończy się to przeziębieniem. – Mówiąc to, podszedł do szafy, wyjął z niej gruby, pikowany niebieski bezrękawnik i pomógł Lenie go założyć. Nie omieszkał przy okazji musnąć kciukiem jej wystających obojczyków, od których nie mógł oderwać wzroku.
Lena chrząknęła i spojrzała mu zuchwale prosto w oczy.
Nie drocz się ze mną, bo takiego ataku możesz nie przeżyć.
Gniewko ujął w dłonie jej twarz, kciukiem przeciągnął po wydatnych ustach, a potem wpił się w nie z całą mocą. Jęk przyjemności, który wydobył się z ust Leny spowodował, że mężczyzna przygarnął ją zaborczo i rozchylił językiem wargi. Ich języki splotły się w erotycznym tańcu, ucząc się siebie.
Na takie ataki czekam z przyjemnością, paniusiu. – Cmoknął ją w nos i podał rękę. – Chodźmy, czekają na nas.
Nieco oszołomiona, ale całkiem zadowolona podążyła z Gniewkiem do ogromnego budynku, stojącego nieopodal bramy wjazdowej. Wejście zdobiły bogato zdobione drewniane drzwi. A na samym środku płonęło ognisko i wesoło trzaskał ogień, unosząc dym wprost do góry, gdzie w dużej dziurze w dachu znajdował ujście. Przy palenisku kręciło się kilkadziesiąt osób. Lena rozpoznała Marka – przyjaciela Gniewka, a także Ołenę, która uśmiechała się do niej ciepło. Po chwili została przedstawiona pozostałym. Byli tam najbliżsi współpracownicy Gniewka oraz jego przyjaciele. To była niesamowita niespodzianka. Siedzieli wszyscy wspólnie przy ogniu, zajadali pieczone ziemniaki z oscypkiem, a także kiełbaski z chlebem, popijali to wszystko doskonałym piwem z pobliskiej wytwórni, i mimo że rano większość rozpoczynała pracę o szóstej, to i tak rozeszli się dopiero o północy.
Dziękuję za ten wieczór – wyznała Lena, kiedy wracali do domu. – Cieszę się, że zabłądziłam właśnie tutaj.
Gniewko nie odpowiedział, tylko przytulił ją mocniej i odprowadził do pokoju.
Dobrej nocy – rzekł, całując ją w czoło – będę obok. Wiesz, w razie ataku, czy coś? – Mrugnął do niej i ukrył się w sypialni.

Lena wstała skoro świt i mimo, iż spała krótko, czuła się rześka i wypoczęta. Cóż, chyba ten wyjazd w góry nie był takim złym pomysłem. Zeszła na dół, zamierzając założyć swoje ulubione emu, niestety w ich miejsce dostrzegła zupełnie nową parę sportowych butów z solidną podeszwą, a chwilę później kartkę, na której Gniewko własnoręcznie napisał:

Dzień dobry, mam nadzieję, że spałaś dobrze. Pojechałem do Marka pomóc mu przy uruchamianiu pługu. Mam nadzieję, że buty spełnią swoją rolę. W nocy spadł śnieg, a Twoje do niczego się nie nadawały. Do zobaczenia później.
G.
Lena uśmiechnęła się szeroko i pomyślała, że to jeden z najmilszych gestów jakich w życiu doświadczyła. Zmieniła jednak zdanie, kiedy w swoim aucie na siedzeniu pasażera odnalazła paczuszkę z kanapkami do pracy. Zrobiło jej się ciepło wokół serca. Nikt nigdy tak o nią nie dbał, czuła, że zaczyna zżywać się z tymi wyjątkowymi ludźmi.
Pojechała do pracy z lekkim sercem. Ekipa przywitała ją dużo lepiej niż poprzedniego dnia, wszyscy zajęli się reorganizacją placówki, ściśle wykonując polecenia Leny. Praca przebiegała sprawnie do czasu, kiedy w plikach odnalazła umowę z Gazdówką na szereg reklam. Zmęłła w ustach przekleństwo, ale przyglądając się sprawie bliżej stwierdziła szereg nieprawidłowości. Umowa opiewała na skandalicznie niską cenę, a ilość reklam, które miały się ukazać w okolicznej prasie i mediach zaskakująco wysoka. Po kilku godzinach dokładnej analizy, zawołała Tomasza, który w ciągu pięciu minut otrzymał zwolnienie dyscyplinarne, a potem odwołała wszystkie reklamy Gazdówki zaplanowane na grudzień. Jednak karma to suka, pomyślała.

Wracając do Rajskiego z przyjemnością oddawała się myślom o Gniewku. Śnieg sypał już na całego, jechała więc powoli, żeby nie wpaść do rowu. Bardzo ciągnęło ją do tego barczystego mężczyzny. Nie potrafiła ująć w słowa swoich uczuć. Wiedziała na pewno, że to nie miłość i nie chciała się wiązać, przypuszczała jednak, że jej zdradzieckie ciało żąda od niej czego innego i jak znała życie na pewno w końcu to dostanie.

Dni mijały szybko. Lena poznała historię wypadku rodziców Gniewka i perfidne zagranie byłej dziewczyny. Współczuła mu z całego serca, ale też zrozumiała, że to wszystko wpłynęło na jego charakter. Podziwiała go za przedsiębiorczość i wyjątkowe szczęście do oddanych pracowników i przyjaciół.
Ona nie pozostawała mu dłużna. Opowiedziała o kilku nieudanych związkach, zaborczości, która je niszczyła i ostatnim, ważnym dla niej mężczyźnie, jak jej się zdawało – jej drugiej połówce i podłym kobieciarzu w jednym. Związki kojarzyły się Lenie tylko z problemami i nie chciała być z nikim na poważnie. To dla niej zbyt wyniszczające, a po ostatniej zdradzie ledwo pozbierała się do kupy.


GNIEWKO

Gniewka zaniepokoiła jasna deklaracja Leny odnośnie do związków, ale ponieważ z natury był człowiekiem cierpliwym, toteż pozostawił sprawę w rękach losu. Gorzej jednak miało się jego postanowienie co do trzymania rąk przy sobie. Przy tej dziewczynie trudno było mu się opanować. Myślał o niej kiedy była w pracy, a jak tylko znajdował się blisko Leny, natychmiast jego ręka dotykała pięknych, puszystych pukli, masowała plecy, albo gładziła rękę. Nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności, a wspomnienie ich wspólnych pocałunków doprowadzało go do szewskiej pasji. Po tym pamiętnym ognisku zdecydował się jednak poczekać. Lena była tego warta.

Po pewnej wyjątkowo śnieżnej nocy, Lena została uziemiona. Nikt nie dał rady wyjechać na drogę. Gniewko odgarnął śnieg sprzed domu i wraz z pracownikami oczyścił alejki prowadzące do każdego domku. Dziewczyna nie miała pomysłu, co zrobić ze sobą w ten dzień. Z pomocą przyszedł Gniewko, który przytaszczył stosik drewna do kominka, a z magazynu letniego pudło z DVD. Zainstalował wszystko i zasiedli przed telewizorem. Całe popołudnie spędzili na oglądaniu starych polskich komedii i zajadaniu podsyłanych przez Ołenę dań.
Lena była odprężona i zrelaksowana, ułożyła właśnie głowę w zagięciu łokcia Gniewka i ziewnęła. Mężczyzna pogładził ją delikatnie po plecach, pochylił się i musnął ustami jej wargi. Lena wciągnęła głęboko powietrze i dosłownie rzuciła się na Gniewka. Całowała go z taką pasją, jakby za nim bardzo tęskniła. Niestety, chłopak nie mógł nacieszyć się jej słodyczą, bo dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona i bąkając nieskładne przeprosiny uciekła do swojego pokoju.

Targały nim emocje tak wielkie, że nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wszedł do łazienki, wziął zimny prysznic i stał pod strumieniem wody tak długo, aż dostał gęsiej skórki. Nie mógł się oszukiwać. Pragnął Leny bardzo i wiedział, że prędzej czy później będzie jego, ale chciał żeby to była jej decyzja. Całując ją kilka minut wcześniej, mało nie oszalał z pożądania, ale wiedział, że to krok w dobrą stronę. Nie czuł się tak nawet przy Izabeli, a to stwierdzenie wyjątkowo mu się spodobało. Nie mógł przeciągać prysznica w nieskończoność, owinął się więc ręcznikiem i udał się do sypialni. Przystanął na chwilę przy drzwiach Leny, ale nie dobiegał zza nich żaden dźwięk, więc uśmiechnął się do swoich myśli i położył do łóżka.
Sen uparcie nie nadchodził. Gniewko rzucał się na łóżku, nie mogąc znaleźć dla siebie dogodnej pozycji. Marzył o tym jak pierwszej nocy przytulał do siebie zmęczoną i senną Lenę, która nawet nie wiedziała o jego obecności. Leżał wtulony w jej miękkie ciało, odgarniał włosy z rozgrzanych snem policzków i wodził palcami po krzywiźnie szczęki. Wtedy był przejęty i szczęśliwy jednocześnie, a teraz, wiedząc, że Lena jest w pokoju obok, wcale nie był spokojny.
Ach, pieprzyć to! – Warknął sam do siebie, po czym wstał i ruszył w kierunku drugiej sypialni. Drzwi zaskrzypiały lekko kiedy przekraczał próg jej sypialni. Podszedł do łóżka, wślizgnął się pod kołdrę i zanurzył twarz w jej bujnych włosach.
Mhmhm, to ten atak, o którym mówiłeś? – Zamruczała zaspana Lena.
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać, ale potrzeba dotykania cię, kiedy jesteś w pobliżu była silniejsza.
Ale ja nie chcę się dotykać.
Gniewko zastygł w bezruchu i uważnie przyjrzał się jej twarzy. Odwróciła się do niego, położyła drobną rękę na tej męskiej kwadratowej szczęce i wyszeptała tuż przy jego ustach.
Nie chcę się tylko dotykać. Pragnę cię. Pragnę cię tak bardzo, że nie myślę rozsądnie.
Na te słowa Gniewko zareagował natychmiast. Wpił się zachłannie w jej usta, jednocześnie dłonią wodząc po szyi. Powoli sunął palcem po obrzeżach koszulki, którą miała na sobie, a potem delikatnie dotknął ciała, wspinając się ku cudownym pagórkom piersi. Potarł kciukiem sterczący sutek, na co Lena zareagowała westchnieniem. To go bardziej rozochociło. Ścisnął piersi obiema dłońmi, znacząc pocałunkami długi szlak, rozpoczynając w okolicach serca, a kończąc przy pępku. Zdjął jej koszulkę i szybko pozbył się krótkich spodenek, które miała na sobie. Omiótł spojrzeniem jej sylwetkę i niemal zawył z zachwytu. Leżała tu naga, śliczna, rozgrzana pieszczotami i cała jego. Co do tego nie miał wątpliwości. To była jego kobieta i miał jej to zaraz udowodnić.
Gniewko umościł się wygodnie pomiędzy nogami Leny, głaszcząc i pogryzając wnętrze ponętnych nóg, którymi go owinęła. Odchylił się nieco i spojrzał na wzgórek zakończony niewielką kępką jasnych loków. Dmuchnął w miękki puch, rozchylił palcami jej wargi i dotknął małego różowego guziczka językiem. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i wczepiła się dłońmi w jego włosy.
Taka mokra, słodka i cała moja. Wyliżę tę słodycz do dna.
W brzuchu kobiety zaczęło nabierać napięcie, które z olbrzymią intensywnością narastało. Zaczęła się wić i jęczeć.
Błagam…
O co mnie błagasz, malutka? – Popatrzył na nią spomiędzy jej nóg, a wyraz czystej rozkoszy na twarzy Leny niemal doprowadził go do spełnienia. – Chcesz dojść? – Kiwnęła potakująco. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Powiedział, po czym zaczął ssać z olbrzymią intensywnością. Całował, muskał i drażnił łechtaczkę, jednocześnie pieprząc dziurkę dwoma palcami. Robił to intensywnie, jednocześnie badając wyraz jej twarzy. Mięśnie wokół palców Gniewka zaczęły się zaciskać, nogi zadrżały, a Lena krzyknęła i poddała się wszechogarniającej przyjemności.
Gniewko nie pozwolił dziewczynie na odpoczynek, scałował resztę jej soków, po czym delikatnie muskając skórę brzucha, dotarł do piersi.
Chcę cię pieprzyć – wysapał wprost w jej usta. – Całą noc, bez przerwy.
Te pełne pożądania słowa wywarły na dziewczynie olbrzymie wrażenie.
Tak, marzę o tym – zamruczała seksownie.
Zaraz do ciebie wrócę, moja słodka. – Wstał i szybko poszedł do sypialni. Sięgnął do szafki, w której trzymał prezerwatywy, rozerwał opakowanie zębami, nałożył ją na swój prężący się członek i szybko wtulił się w miękkie ciało.
Jesteś taka cudowna – pocałował ją zachłannie i jednym płynnym ruchem wszedł w nią cały. Doznanie było tak intensywne, że musiał na chwilę się zatrzymać. Lena jednak zaczęła się pod nim wić i jęczeć, co dało mu sygnał do dalszej pracy. Długimi, mocnymi ruchami doprowadził ją do drugiego orgazmu i po chwili dołączył po niej.
Opadł zmęczony na jej piersi i ucałował każdą z nich z czcią.
Jesteś czystą rozkoszą, paniusiu – wymruczał.
Lena pacnęła go w pośladek, a Gniewko z zaskoczeniem podniósł brwi.
O, a to za co?
To za paniusię.
Jeśli taka będzie moja kara za te słowa, to będę nazywał cię tak częściej – uśmiechnął się i z żarem w oczach polizał ją po szyi. Lena pociągnęła mężczyznę za włosy i nakierowała usta wprost na swoje. Gniewko oddał pocałunek z pasją, ale tym razem to ona przejmowała kontrolę i on nie miał nic przeciwko. Całowała go gwałtownie i z wielką namiętnością, zasysając raz po raz jego dolną wargę.
Jesteś nienasycona, paniusiu i bardzo mi się to podoba – szepnął sięgając ręką do miejsca, w którym przed chwilą było mu tak ciasno i dobrze. Delikatnie zaczął masować różowy guziczek, z przyjemnością odkrywając, że dziewczyna jest już na niego gotowa. Podniósł się na łokciach i wyciągnął rękę po leżącą pod łóżkiem prezerwatywę.
Nie – zaoponowała. – Tym razem ja to zrobię. Lena przekręciła go na plecy, usiadła na nim okrakiem i zaczęła – tak jak on wcześniej – znaczyć ślad po jego torsie mokrymi pocałunkami. Gniewko spiął mięśnie nóg, kiedy delikatnie, ale stanowczo chwyciła w dłonie jego wyprężającą się męskość. Oblizała seksownie usta, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy i końcem języka zatoczyła okrąg po nabrzmiałej główce. Gniewko zmrużył oczy i zaczął oddychać płyciej i szybciej, co zmobilizowało Lenę do dalszej pracy. Z przyjemnością zassała całą długość i pomogła sobie ręką. Lizała i całowała tak zawzięcie, aż poczuła, że członek zaczął pęcznieć, wyjęła go z ust i posuwając go ręką, nakierowała wytrysk na swój biust. Gęste i kremowe nasienie mocnym strumieniem oblało jej sutki, a Lena palcem roztarła je wokół nich. Oczy Gniewka zrobiły się wielkie jak spodki, po czym porwał ją w objęcia i pocałował.
Dziewczyno! Jesteś nienasycona i doprowadzasz mnie do obłędu. Seksualnego i bardzo, bardzo przyjemnego obłędu – stwierdził. – Chodź, pójdziemy się umyć.
Wylądowali pod prysznicem dopiero kilka minut później, bo schody na dół ciągnęły się w nieskończoność, kiedy co chwilę przystawali żeby nasycić usta.
Gniewko wprowadził dziewczynę do łazienki, przygotował gorący strumień wody, po czym podał jej dłoń i lekko skubiąc jej napuchnięte usta, poprowadził pod prysznic. Myli się metodycznie, na nowo ucząc się swoich ciał. Gniewko był zachwycony tą filigranową dziewczyną, która – czego był absolutnie pewien – zmieniła jego życie na zawsze.
Bardzo podobało mi się, że jesteś oznaczona moim nasieniem – zauważył Gniewko, delikatnie spłukując odżywkę z włosów Leny.
Neandertalczyk! – oburzona odwróciła się do niego twarzą.
Ale twój. I zrób z tym co chcesz.
Zachowujesz się jak zaborczy zwierz.
I jestem przekonany, że ci się to podoba – lekko uszczypnął ją w pośladek.
Lena była skonsternowana i spięta. Nie była przygotowana na takie wyznania. W ogóle nie planowała związku, a tu okazuje się, że Gniewko myśli o nich całkiem poważnie. I to zbudziło w niej niepokój. Seks z tym niesamowitym mężczyzną był niebiański. Czuła się dopieszczona, ważna i bardzo kobieca, a przyjemne zmęczenie rekompensowało cały stres, który kumulował się w niej od dawna. Niestety, nie była gotowa na związek. Myślała, że to tylko seks, a to wzajemne przyciąganie, które im ostatnio towarzyszyło to hormony. Wystraszyła się tego przypływu uczuć.
Szczęśliwy i odprężony mężczyzna porwał w ramiona Lenę i zaprowadził ją do sypialni.
Chyba czas się zdrzemnąć, paniusiu – szepnął i przytulił się do jej pleców jednocześnie oplatając ją ciasno ręką. – Cała moja – wymruczał i resztkami sił pomyślał, że Lena nie zareagowała na przezwisko. Niestety nie zdążył o tym pomyśleć głębiej, bo sen zmorzył go niemal natychmiast.
Gniewko obudził się z szerokim uśmiechem na ustach. Dawno się tak dobrze nie wyspał, ale kiedy odwrócił się w stronę, po której powinna leżeć Lena, dostrzegł puste miejsce. Przecierając zaspane oczy zauważył, że szafa stała otworem, zniknęły jej rzeczy i walizka.
Jezu – jęknął – jak mogłem nie usłyszeć, że się pakuje?
Założył dresy i bluzę, a przed wyjściem wzuł jeszcze szybko buty trekkingowe. Wyprysł z domu jak z procy, potrącając po drodze zaskoczoną Ołenę.
Chłopcze, ona pojechała – zawołała za nim.
Pojechała? Kiedy, dokąd? Mówże, bo oszaleję! – wykrzyknął Gniewko zdenerwowany.
Płakała, kiedy pakowała walizkę do samochodu i nie chciała mi powiedzieć, choć próbowałam wielokrotnie. Coś ty jej zrobił?
Nic, Ołeno. Przysięgam, że nic. Nie wiem co się stało.
Mężczyzna zawył z bezsilności, przeciągnął bezradnie dłońmi po włosach i usiadł w przysiadzie. Lena nie mogla go zostawić. Nie mogła. Nie tak i nie po tym co się wydarzyło w nocy. Spojrzał na Ołenę i w sekundę podjął decyzję.
Jadę za nią. Ona nie może mnie tak zostawić.
Brawo, chłopcze – przyklasnęła – walcz o nią!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn