Przejdź do głównej zawartości

Maja Iwaszkiewicz – Świnia na Sądzie Ostatecznym

 Czasami zdarza się, że trafię na książkę, od której nie mogę się oderwać. I nie jest to wtedy opasłe tomisko z pochłaniającą bez reszty fabułą, a fascynująca książka historyczna lub reportaż. Dziś kilka słów może nie o sensu stricto pozycji historycznej, a o zwierzętach i tym, w jaki sposób były postrzegane w średniowieczu. 



Mówi się, że średniowiecze to epoka pełna rozmodlonych ludzi, zaćmionych umysłów, brudu i zabobonów, które mocno ukorzeniły się w naszych słowiańskich duszach. Autorka stwierdza natomiast, że te zarzuty w większości są nieprecyzyjne i udowadnia, że ma rację. Nie przekonuje jednakże czytelnika w sposób naukowy, bezduszny i moralizatorski, a opowiada pysznie, barwnie i z niecodzienną wręcz pasją.

Wyobraźcie sobie, że idziecie do muzeum i trafiacie na przewodniczkę, która z pasją opowiada o najciekawszych eksponatach i raz po raz wtrąca historyczne ciekawostki, omawia rzeczy pozornie nie wnoszące niczego do opowieści, ale pięknie je uzupełniające. Właśnie w taki sposób Maja Iwaszkiewicz opowiada o średniowieczu.

Jej książka to nie tylko ładnie wydane kompendium wiedzy średniowiecznej, ale podane w sposób ciekawy i bezpretensjonalny. 

Bo czy wiedzieliście, że wtedy zwierzęta były traktowane w sposób ambiwalentny? Było to prawdopodobnie związane właśnie pogaństwem i wcześniejszymi wierzeniami. Trzeba zaznaczyć, że ludzie traktowali zwierzęta bardzo różnie i do stosownych okoliczności. Raz zwierzę mogło być odpowiednikiem biblijnym, a innym razem szatańskim. Jedną z ciekawszych rzeczy, której się dowiedziałam były procesy sądowe wytaczane zwierzętom właśnie.

Poza tym dowiecie się kim są rzygacze, jaką rolę pełniły w średniowiecznym życiu ludzi jednorożce, syreny i smoki. Książka przepełniona jest legendami, krótkimi i ciekawymi podaniami, które lepiej pozwalają czytelnikowi zrozumieć ówczesne życie.

Znajdziecie tam też odrobinę magii, poznacie tajemnice starych zwojów i dowiecie się o tym, że zdarzali się naukowcy, którzy wyprzedzali wiedzą swoich pobratymców o dekady. Wszystko to celnie i dobitnie skomentowała rycinami i lustracjami z epoki.

Na koniec muszę dodać, że autorka świetnie książkę podsumowała. Nie dość, że rozpisała klarownie zwierzęce symbole religijne, to potem zrobiła test dla chętnych, który mnie osobiście sprawił dużą frajdę.

Polecam Wam tę pozycję, choć muszę przyznać, że trzeba lubić historię, by pozwolić się tej opowieści porwać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...