Skąd właściwie biorą się smoki, czyli krótki traktat o tym jak żyć w baśniowym świecie i nie tylko.
Sięgając po tę książkę z myślą o moim ukochanym fantasy, które wielbię już od lat kilkunastu i nie zanosi się na to, bym nagle przestała. I cóż rzec mogę tytułem wstępu? To bardziej baśń była niż zwykłe fantasy. Wspaniała, błyskotliwa i urocza baśń dla ciut starszych dzieci i młodzieży.
Obraz Artie_Navarre z Pixabay
Kiedy Bob nagle i wbrew własnej woli zostaje postawiony przed faktem dokonanym, właściwie nie ma żadnego pola manewru i musi przyjąć do wiadomości, że smok, który był łaskaw wylądować na jego posesji, bez pardonu zadzierzgnął z nim więź. Od tej pory był strażnikiem gada i jął odczuwać wszystko to, co jego latający kolega. Niestety zerwanie tej więzi groziło śmiercią obojga bohaterów, zatem tego typu rozwiązanie nie wchodziło w grę.
Przez zupełny przypadek, to nie Bob ratuje smoka z opresji, a młoda wojowniczka Nasturcja. I dzięki temu, dziewczyna przebojem wkracza w bajkowy świat, by odtąd towarzyszyć niezwykłemu duetowi w przygodach.
Jeśli chodzi o bohaterów, to jeden, a właściwie jedna wysuwa się na pierwszy plan. Mnie, jako czytelniczce wydaje się, że autor darzył ją ogromną estymą. Chodzi o Nasturcję, pełną sprzeczności postać, którą lubi się od pierwszej chwili. Niepoprawna romantyczka, marząca o ogromnej obezwładniającej miłości, ale do tego furiatka z olbrzymimi problemami emocjonalnymi oraz wyśmienity żołnierz i feministka w jednym. Przeurocza, ambitna i nieidealna postać.
Tytułowy smok pojawia się i znika, raz jest go więcej w utworze, raz mniej, i kiedy myślałam, że już autor odpuścił sobie główny wątek, to zdziwiłam się niemożebnie i w zasadzie uspokoiłam, bo rozwiązał go po mistrzowsku.
Co do Boba – trudno mi powiedzieć. Brakowało mi jego jako człowieka. Odczuwałam pewien niedosyt charakterologiczny. Przez większość czasu trudno było mi go zakwalifikować w pewnych normach. Ostatecznie, wszystko zostało wyjaśnione, ale żeby nie spoilerować, mogę jedynie napisać, że na rozwiązanie musicie poczekać do końcowych stronic tek opowieści.
Akcja nie jest specjalnie wartka, ale nie można jej też zarzucić, że całkiem rozwleczona. Jest poprowadzona tak, jak na to zasługuje baśń. Toczy się własnym, niepowtarzalnym rytmem i charakteryzuje niespiesznym, magicznym bajaniem.
A czy padła odpowiedź na pytanie skąd się biorą smoki? No oczywiście, że tak. No bo jak kończy się baśń? Bajkowo i z happy endem.
I jak na baśń przystało finiszuje fajnym morałem, który pozwolę sobie przytoczyć:
Bo każdy z nas rodzi się dzieckiem, i to w kogo przekształci się w przyszłości, zależy oczywiście w dużej mierze od otoczenia, od pokładów uśpionej w nim magii, ale i od niego samego.
I tak sobie myślę, że mądrego to i dobrze poczytać. Polecam!
Dziękuję bardzo za recenzję. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń