No i nastał czas, kiedy można odetchnąć świeżym, wiosennym powietrzem i zanurzyć się w historiach miłosnych, które porwą spragnione romansu dusze do świata, w którym jest po prostu lepiej. Monika Cieluch wróciła, zakończyła swoją dylogię o uroczej kawiarni, w której pachnie ziarnami kakaowca i pozostawiła po sobie całkiem dobre wrażenie.
Jak się można było domyślać, główni bohaterowie, o wielu perturbacjach, wracają do swoich ramion i usiłują zbudować wspólne szczęście na kanwie łączących ich uczuć. Nic jednak nie jest do końca pewne i wszystko może się bardzo poplątać, wystarczy, żeby na ten stos spadła iskra.
Bardzo przyjemna to była lektura, pełna arcy romantycznych scen, wzniosłych, czasem zahaczających o patos treści i frazesów raz po raz pojawiających się w dialogach. Ale, ale, wcale nie mówię, że to błąd. To bardzo dobre zabiegi, ponieważ jednoznacznie wskazują, że autorka konsekwentnie trzyma się swojego pierwotnego zamysłu i przy nim pozostaje.
To naprawdę urocza historia, ale nie jest do końca przesłodzona. Zdarzają się raz po raz elementy gmatwające fabułę, kilka dość szczególnych zwrotów akcji i zadania stawiane przed bohaterami, nie należące do najłatwiejszych. Wszystko to sprawia, że powieść nie nudzi i wywołuje skrajne emocje. Począwszy od uczucia lekkiego roedrgania, skończywszy na złości na zachowania bohaterów.
Jeśli więc macie ochotę na słodkie (dosłownie i w przenośni) tete a tete z książką, to ta pozycja będzie idealna!
Komentarze
Prześlij komentarz