Przejdź do głównej zawartości

Piotr Kościelny – Nagonka

 Kilka pierwszych pozycji autora, wstrząsnęło mną porządnie. Było krwawo, obrzydliwie, pomysłowo i wnikliwie, a bohaterowie rzutcy, krnąbrni i niosący plecak doświadczeń, który ukształtował ich życie. Z tego wszystkiego zostali jedynie bohaterowie, bo jak zwykle są przygotowani pysznie, ale obawiam się, że miast zaciekawiać kryminałem, autor skręca w swego rodzaju obyczajowość. A czy ma to coś wspólnego z cyklem, tego nie wiem.



Autor jest prywatnym detektywem, który na co dzień ma do czynienia z podobnymi sprawami. Poznał więc od podszewki pracę policyjnych śledczych i w bezpretensjonalny sposób wytyka im błędy. Wskazuje na układy panujące w komendach, na znajomości na wysokich szczeblach, które mogą mieć wpływ na przebieg śledztwa.

Oprócz charakternych bohaterów, mamy też tu do czynienia ze swego rodzaju ustrojem panującym we wszystkich komendach. Krok po kroku opisany tu został mechanizm działania władz, kolejne etapy śledztwa i mnóstwo niewiadomych, rozwiązanie których niejednokrotnie blokuje biurokracja.

Jeśli chodzi o język, to jest wyjątkowo prosty,  klarowny, niezbyt literacki, acz poprawny i rzekłabym łopatologiczny. Nie jest to bynajmniej zarzut w kierunku autora. To miała być książka mięsista, prosta w przekazie i zapadająca w pamięć, a dzięki takim zabiegom zyskuje i staje się szalenie interesująca.

Piotr Kościelny nie "pieści" się ze swoimi czytelnikami. Przekazuje treść dość siermiężnie i obrazoburczo, przekracza pewne utarte schematy i wskazuje jasno gdzie człowiek popełnia błędy. Prostota przekazu i często pojawiający się żargon policyjny same w sobie niosą opowieść, dosmaczają fabułę i wdrażają czytelnika w ten pełen brutalności świat. Świat bez kompromisów i zbędnego "gdybania", świat, w którym każdy może stać się winny. Wystarczy jedynie, że nie ma się szczęścia do prowadzących śledztwo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn