-
Globalne ocieplenie, phi! - prychnęła Gaja, usiłując otworzyć
drzwi. Ciekawe kto to wymyślił? W końcu udało jej się dostać do
środka. - Mało brakowało, a byłabym stłukła sobie tyłek.
Zapaliła światła w sklepie, podłączyła witryny i odetchnęła
zatęchłym powietrzem pomieszczenia. Sklep monopolowy „Bas”
pysznił się starymi popeerlowskimi półkami oświetlanymi
brzęczącymi jarzeniówkami oraz zielonym wytartym linoleum na
podłodze.
Gaja otrzymała sklep w spadku po dziadku Janie. Otworzył
go w czasach, kiedy na półkach stał tylko ocet, za to kwitł
handel osiedlowy i piwniczny, brakowało więc legalnego sklepu
monopolowego. W latach kiedy Polska dopiero wychodziła z dziury
spożywczej, sklep dziadka cieszył się ogromnym zainteresowaniem,
kiedy spragnieni luksusu i dobrych trunków ludzie szukali towaru,
który dopiero powoli spływał z zachodu. Gaja nie miała serca
remontować lokalu. Chciała, by pozostał w takim stanie, w jakim
zostawił go dziadek, miało to swój urok i jak do tej pory biznes
prosperował całkiem nieźle. Klientami sklepu byli zwykle
ciekawscy, którzy przyjeżdżali po flaszkę wódki krakowskiej,
butelkę czerwonej biedy1
i suchary beskidzkie, ale też stali klienci tacy jak pan Marian z
żoną Zenią. Przychodzili do sklepu codziennie, po to by
porozmawiać i kupić nalewki, zwane przez Zenię „łzami sołtysa”
lub „gumowcem”. Tak było też dziś.
- Dzień
dobry, pierożku – zakrzyknął jowialnie Marian – masz coś dla
mnie dziś?
Gaja
uśmiechnęła się wychodząc z zaplecza ze skrzynką wody
grodziskiej. - Dzień dobry, Panie Marianie, co dziś tak wcześnie?
Oczywiście, że mam, jak zawsze, choć może zamiast tego trunku
może kupiłby pan chleb i kostkę sera, co?
- Ach,
pierożku, ty to zawsze taka troskliwa. Daj mi tego trunku miłości,
a za godzinę nie będę już o głodzie pamiętał, a Zenia jaka
zadowolona będzie... no, pierożku.
-
Dobrze, już dobrze. Gaja skasowała należność, pomachała swojemu
ulubionemu klientowi i wróciła do układania wody. Pomyślała o
mężu, który pewnie odsypiał wczorajszą imprezę. Kochała go tak
samo jak w dniu ślubu i ufała jak nikomu innemu. Poznali się
jeszcze na studiach. Ona kończyła właśnie filologię polską, a
Kornel muzykologię. Spotkali się na ślubie wspólnych znajomych i
od tej pory byli nierozłączni. Gaja uwielbiała pisać, ale na
próżno szukała odpowiedniego etatu w szkole, dlatego też spadek
po dziadku pozwolił jej w spokoju pisać opowiadania, ale też
zapewniał zaplecze finansowe. Kornel natomiast pracował zazwyczaj w
weekendy. Grał ze swoją kapelą na weselach, bankietach i rautach,
a w tygodniu wylegiwał się do południa i snuł po domu. Był
artystą, niebieskim ptakiem, ale Gaja kochała go nad życie i ufała
bezgranicznie. Miała trzydzieści lat, burzę kręconych rudych
włosów, alabastrową cerę i piegi na nosie. Filigranowa budowa
ciała i zadarty nos, mimo tej budowy ciała była silną i twardo
stąpającą po ziemi kobietą.
Kiedy
zadzwonił telefon, Gaja właśnie kończyła układać na półce
musujące wino Цapcкoe
Игpиcтoe2.
-
Halo? Cześć Mirela, wpadniesz na kawę? - zapytała Gaja z nadzieją
na kilka chwil z przyjaciółką.
-
Cześć, Ruda, nie, nie mam czasu, ale mam propozycję, której nie
możesz odrzucić. W sylwestra idziemy do Baśki. Organizuje domówkę.
Zapewnia mnóstwo pysznego jedzenia, muzykę z lat '60 i hektolitry
alkoholu, które pozwolą zapomnieć ci o mężu śpiewaku i
tańczących wokół niego małolatach w przykrótkich spódnicach.
-
No nie wiem, będę pracowała do osiemnastej, wiesz jak jest w
sylwestra. Mnóstwo ludzi, nerwów i sprzątanie z podłogi brokatu.
Będę zmęczona jak byk po rykowisku, więc po pracy włączę
telewizor i pójdę spać.
-
O tym właśnie Baśka mówiła – westchnęła Mirela – dobra,
nie narzekaj. Coś wymyślę, najwyżej pomogę ci, ale musisz być.
Nie przyjmujemy wymówek. Tymczasem, Ruda i nie zmyślaj. Paaa.
Odkładając
słuchawkę, Gaja uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że
ma przyjaciółki, na których zawsze mogła polegać. Dzień
zakończyła raportem z kasy fiskalnej, założyła kurtkę, pogasiła
światła i zamknęła sklep. W jednej dłoni trzymała tanie wino
musujące, ponieważ planowała wieczorem przypomnieć Kornelowi
studenckie czasy. Wrzuciła klucze do torebki, odwróciła się i
runęła jak długa. Poślizgnęła się na ubitej warstwie śniegu.
Butelka z winem przeleciała nad jej głową, a pupa z głośnym
plaśnięciem wylądowała na chodniku. Gaja zaklęła szpetnie
usiłując się podnieść, ale jej nogi rozjeżdżały się pod
dziwnym kątem. Kiedy udało jej się złapać równowagę, otrzepała
płaszcz z resztek śniegu i schyliła się by uprzątnąć szkło z
chodnika. Niestety kiedy się schylała wpadł na nią jakiś
mężczyzna i oboje runęli na twardą, ubitą górę śniegu leżącą
pod ścianą.
-
No cóż – rzekł mężczyzna, podając Gai dłoń i świdrując
spojrzeniem orzechowych oczu – to było twarde lądowanie.-
Uśmiechał się od ucha do ucha.
-
Biorąc pod uwagę na czym, a właściwie na kim pan wylądował, to
chyba ja byłam w gorszej sytuacji. - odpyskowała Gaja – zresztą
nieważne. I tak wszystko szlag trafił.
-
Proszę się nie przejmować, zawsze mogło być gorzej. Mogło się
skończyć jakimś nieszczęśliwym złamaniem, a tak ma pani tylko
stłuczone cztery litery – zaśmiał się – Do siego roku i
miękkich lądowań.
-
A idź, dziadu – mruknęła Gaja i poczłapała zrezygnowana w
stronę domu.
Miała
nadzieję spędzić wieczór na kanapie z mężem u boku i musującym
winem w kieliszkach. Okazało się jednak, że po rozmowie o
sylwestrze, Gaja płakała w wannie, a Kornela poniosło do baru. Nie
mogła zrozumieć tak radykalnej postawy w tej sprawie. On miał
pracować i balować całą noc, a ona siedzieć w domu? Położyła
się z bólem głowy i usnęła. Grubo po północy obudził ją
wślizgujący się pod kołdrę, śmierdzący piwem Kornel.
-
Przepraszam, kochanie, wiesz jaki jestem jeśli chodzi o ciebie.
Przepraszam... Niestety Gaja nie zdążyła usłyszeć reszty
przeprosin, bo jej mąż usnął snem kamiennym, natychmiast wpadając
w chrapiący trans. Nie mogła się na niego gniewać, za bardzo go
kochała.
W
sylwestra rano Gaja obudziła się z przeświadczeniem, że to będzie
pracowity dzień. W nocy śnieg zasypał wczorajsze ślady i musiała
odśnieżyć chodnik przed sklepem. Wstała z ociąganiem i cmoknęła
męża w policzek. - Kawa, michu?
-
Mhhhhm, ale czarna jak smoła i gorąca jak piekło. - Kornel zwlókł
się z łóżka i poszedł pod prysznic. Gaja uwielbiała leniwe
poranki z mężem, szczególnie kiedy mieli się pogodzić. Zdążyła
postawić na stole jajecznicę i parujący kubek kawy, kiedy
usłyszała telefon. Wzruszyła ramionami, myśląc o tym, że Kornel
znów omawiać będzie z Beatą – wokalistką, harmonogram
wystąpień na balu, zjadła więc pośpiesznie, połknęła kilka
łyków kawy i wybiegła z domu, machając wesoło do męża.
Kiedy
skręciła w uliczkę, na której znajdował się sklep, jej oczom
ukazał się dość niecodzienny widok. Korpulentna Baśka,
wymachiwała dłonią przed nosem pana Mariana, a Mirela, próbowała
ją odciągnąć od rozzłoszczonego mężczyzny.
-
Co tu się dzieje, do diabła? Baśka, natychmiast przestań! Panie
Marianie, niech się pan uspokoi i niech mi ktoś do licha ciężkiego
wyjaśni o co ta kłótnia?!
-
Ach, dobrze że jesteś, pierożku. To wredne babsko rzuciło się na
mnie z pazurami jak jej powiedziałem, że jest głupia.
-
Tylko nie wredne – obruszyła się Baśka
-
Dobrze, panie Marianie, ale co?
-
Bo ona, znaczy się ta duża kobieta, powiedziała, że najlepiej
byłoby, gdybyś sprzedała ten sklep i miała całe szemrane
towarzystwo gdzieś. No to się wściekłem, nie? Nie będzie mi tu
jakiś babsztyl dyrdymałów prawił, ot co!
Gaja
stanęła jak wryta spoglądając to na Mariana, to na Baśkę. W
końcu wzruszyła ramionami i zaczęła trząść się ze śmiechu.
Chwilę później dołączyło do niej pozostałe towarzystwo.
Sytuacja została opanowana, więc wszyscy weszli do sklepu. Pan
Marian był honorowym pierwszym sylwestrowym klientem, więc czekała
na niego niespodzianka w postaci wina musującego i tabliczki
czekolady tylko z nazwy. Uradowany pobiegł do domu, żeby dać
słodycze Zeni. Tymczasem dziewczęta wzięły się ostro do pracy.
We trzy poradziły sobie z ciągle przybywającą falą klientów,
którzy na ostatnią chwilę zaopatrywali się w alkohol. O
osiemnastej zamknęły z hukiem drzwi i zgodnie stwierdziły, że
ledwo żyją, ale w podskokach ubrały się w płaszcze i popędziły
do domów, żeby przygotować się na imprezę.
Gaja
otworzyła drzwi do domu mając nadzieję, że jeszcze zobaczy się z
Kornelem i złoży mu noworoczne życzenia. Niestety męża nie było,
a o jego niedawnej obecności świadczyła porozrzucana po podłodze
bielizna i skarpetki, które pewnie wypadły mu z torby podróżnej.
Westchnęła i poszła pod prysznic. Przygotowała sobie
rozkloszowaną chabrową sukienkę w kształcie litery „A” z
dekoltem w łódkę i białe tenisówki. Włosy natapirowała i
spryskała dużą ilością lakieru, na koniec zawiązując wokół
głowy niebieską wstążkę. O dwudziestej, - dzwoniła już do
drzwi Baśki, która otworzyła jej z szerokim uśmiechem na twarzy.
-
Ulalala, wyglądasz jak milion dolarów, wejdź kochana, pomożesz mi
ustawić playlistę na wieczór.
Gaja
rozejrzała się po ogromnym salonie Baśki i zaniemówiła. Wokół
niej roztaczał się obrazek jak z filmu „Służące”. Patery z
tartinkami rozstawiono na komodach z epoki, w wielkiej kryształowej
misie falował poncz, a w rogu ustawiono kieliszki, zakąski i
alkohol.
-
Jak tyś to wszystko przygotowała w dwie godziny? - zawołała Gaja
próbując przekrzyczeć płynącą z głośników piosenkę „C'est
la vie” Andrzeja Zauchy.
-
Kochana, to tylko kwestia organizacji i pieniędzy oczywiście, ale
wiesz jak jest. Nie narzekam na ich brak. O zobacz, jest i Mirela. -
Wspólnie ustawiły listę piosenek na wieczór i przywitały
wszystkich gości uroczym toastem. Impreza rozkręcała się z minuty
na minutę, dziewczyny wyginały się na parkiecie, inne raczyły się
koniakiem, a jeszcze inne słodko świergotały do swoich mężczyzn.
Gaja miała właśnie uzupełnić poziom alkoholu we krwi, kiedy ktoś
trącił ją łokciem, obejrzała się i napotkała świdrujące
spojrzenie orzechowych oczu, które miała już okazję spotkać.
-
O, widzę, że się już poznaliście. - powiedziała Mirela,
podchodząc do pary tanecznym krokiem.
-
Tak właściwie to nie – bąknęła Gaja – właśnie miałam
pójść po...
-
Nie gadaj tyle. Kostek, to moja przyjaciółka Gaja – zaćwierkała
przymilnie Mirela i puściła do niej oko – no, to teraz bawcie się
dobrze, ja pójdę szukać miłości. Gdzieś tu na pewno jest.
Zapadła
krępująca cisza. Kostek drapał się po czuprynie, a Gaja gotowała
ze złości.
-
Wczorajsze spotkanie chyba nie należało do udanych, prawda? -
powiedział. Może zaczniemy wszystko od początku? Jestem Kostek i
dziś nie zamierzam na tobie wylądować.
Gaja
parsknęła śmiechem i podała mu dłoń. - Chodź, napijemy się. -
Szybko okazało się, że łatwo im się rozmawia. Kostek miał 36
lat, był lekarzem internistą, prowadzącym od niedawna własną
praktykę. Wyznał, że jest rozwodnikiem. Rozeszli się z żoną w
przyjaźni, ponieważ w pewnym momencie doszli do wniosku, że
kierują nimi zupełnie inne priorytety. Podobało mu się tutaj, w
niezbyt dużej mieścinie, wśród znajomych, natomiast jego żona
marzyła o wielkim świecie. Była zapaloną podróżniczką i
reporterką najpopularniejszej telewizji internetowej. Gaja zdała
sobie sprawę, że opowiada Kostkowi o swoich marzeniach tak lekko
jakby rozmawiała z Mirelą albo Baśką. Opowiedziała o tym, że
wieczorami kiedy Kornel wychodzi do pracy ona zaszywa się w sypialni
i pisze opowiadania. Była zaskoczona kiedy wyraził chęć
przeczytania ich.
-
Naprawdę chciałbyś przeczytać wypociny sklepikarki ze sklepu
monopolowego?
-
Ależ oczywiście – odparł z mocą – z wielką przyjemnością.
Ciekaw jestem co też kryje się tej małej uroczej główce. Mam
nadzieję, że nie będę musiał cię zmuszać do pokazania mi ich,
choć nie ukrywam, znalazłbym na to kilka sposobów – puścił do
niej figlarnie oko.
Gaja
bawiła się jak nigdy dotąd. I musiała przyznać sama przed sobą,
że poznała niezwykle interesującego mężczyznę, który mógłby
zostać jej przyjacielem. Tańczyli, jedli i popijali kolorowe
drinki. Kilka razy Kostek rozbawił ją do łez. Widziała zdziwione
spojrzenia Baśki, ale odpowiadała jej takim uśmiechem, że ta
natychmiast dawała za wygraną. Pół godziny przed północą,
podeszła do nich roztańczonym krokiem Baśka i podała im złoto –
bordowe kartki, po czym na okrągłym stoliku postawiła dużą
inkrustowaną masą perłową skrzynię. Muzyka ucichła, a przy
mikrofonie zobaczyli Mirelę, która nieco bełkotliwie opowiedziała,
że każdy ma napisać życzenie na swojej kartce i tuż przed
północą wrzucić ją do skrzynki. Gaja uśmiechnęła się szeroko
do swojego towarzysza i zapatrzyła się na pustą kartkę. Po chwili
napisała, że chciałaby uwagi od ukochanego, złożyła kartkę na
pół i odłożyła do skrzyni.
-
Mogę pożyczyć długopis? - szepnął jej do ucha Kostek. Gaja
podskoczyła zaskoczona i oblała się rumieńcem. Nienawidziła
swojej reakcji, ponieważ zdradzała zbyt wiele.
-
Proszę, już skończyłam.
Kostek
uśmiechnął się do niej, obrócił do niej plecami i zaczął coś
skrupulatnie pisać. Po chwili złożył kartkę w taki sposób, że
Gaja nie widziała treści, podszedł do niej i podając długopis
rzekł. - Czy możesz się tu podpisać?
-
Co? Gdzie? I po co? - zapytała śmiejąc się z niego.
-
Tyle pytań i nikłe szanse na odpowiedź. Dowiesz się w swoim
czasie. Podpisz się u dołu, tuż pod moim podpisem. Gaja ujęła
długopis i umieściła zamaszysty podpis. Kostek z tajemniczym
błyskiem w oku złożył starannie kartkę i umieścił ją w
wewnętrznej kieszeni marynarki.
-
Co robisz? - zaśmiała się Gaja – chyba nie chcesz, żeby
czarodziejska skrzynia Baśki spełniła twoje życzenie, co?
-
Tutaj będzie bezpieczna – rzekł, poklepując się po klapach
marynarki. - Chodź zatańczymy. Ruszyli na parkiet i tańczyli jak
szaleni, schodząc tylko żeby napić się i poprosić o coś do
jedzenia. Nim się obejrzeli, zegar wskazywał szóstą rano.
Większość towarzystwa opuściła już dom Baśki, a sama
właścicielka zaległa na kanapie pod oknem. Mirela migdaliła się
z wysokim blondynem, a widząc zatroskaną minę Gai, uniosła kciuk
do góry i wróciła do swojego zajęcia.
-
Może mógłbym cię odprowadzić? - zapytał Kostek – daleko
mieszkasz?
-
Dzięki, ale wezwę taksówkę. Mój mąż niebawem wróci do domu i
chcę go przywitać pysznym śniadaniem.
-
Szczęściarz z faceta. Pozwól, że poczekam z tobą na taksówkę,
jeszcze cię zaczepi jakiś pan Zdzisio wracający z sylwestra i
porwie cię na jakąś noworoczną balangę. Twój mąż dostałby
zawału, a mną targałyby wyrzuty sumienia.
Gaja
ujęła Kostka pod łokieć i kiedy wspólnie czekali na taksówkę,
powiedziała:
-
Dziękuję za dzisiejszą noc. Nie sądziłam, że taki brutal
rzucający się na bezbronne kobiety, tak cudownie tańczy.
Kostek
zaśmiał się serdecznie otwierając drzwi taksówki. - Miłego
odsypiania. A i jeszcze jedno – nachylił się, szepcząc jej do
ucha, co sprawiło, że Gai zaczęło bić szybciej serce – wymocz
nogi w wodzie z solą. Te niebotycznie wysokie szpilki musiały dać
ci w nocy popalić. Zamknął drzwi zostawiając Gaję z szeroko
otwartymi ustami ze zdziwienia.
Zmęczona
weszła do domu i włączyła ekspres. Przygotowała chleb na grzanki
i jajka na omlet, żeby szybko przyrządzić śniadanie i poczłapała
pod prysznic. Około dziewiątej stwierdziła, że położy się na
kanapie w salonie i poleży. Obudził ją hałas dochodzący sprzed
drzwi wejściowych. Owinęła się szczelnie kocem i poszła
otworzyć. W progu stał nawalony jak stodoła Kornel, ściskając w
jednej ręce butelkę whisky w drugiej gitarę.
-
Ooooo, moja żżżżona. Szeeeeś, buziiii mi daj na nowy rokkk –
Kornel czknął głośno i runął wprost na zaskoczoną Gaję. - No
proszę – mruknęła, przypominając sobie twarde lądowanie na
śniegu – kolejny. Zaciągnęła męża na kanapę, zaparzyła
sobie kawy i zamknęła się w sypialni żeby ze złością napisać
kilka ironicznych opowiadań.
Nazajutrz
wstała z nachmurzoną miną, ubrała się, wypiła kawę i nie
zaszczycając swojego skacowanego małżonka ani jednym spojrzeniem
udała się do sklepu. Przed drzwiami czekał na nią worek pełen
soli drogowej a pod nim liścik:
Żebyś
już nie musiała się przewracać,
całuję,
K.
Śmiała
się do rozpuku kiedy wchodziła do sklepu, a po kilku minutach
wysłała Kostkowi mms z wiadomością. Za
taki uroczy prezent, proponuję kawę z tyłu sklepu – jak na
właścicielkę skansenu PRL przystało.
Ponieważ
odpowiedź długo nie przychodziła, Gaja zabrała się do pracy.
Uzupełniała właśnie zapasy wódki z czerwoną kartką, kiedy w
drzwiach stanął brązowooki szatyn z dwoma kubkami kawy w dłoniach.
-
Melduję się na rozkaz – Kostek posłał jej promienny uśmiech i
wręczył kubek. Miał akurat przerwę na lunch i zamiast zaszyć się
gdzieś w przytulnej knajpce z pysznym posiłkiem – rozmawiał z
rudowłosą anielicą ze sklepu monopolowego. Rozmawiali przez
godzinę, kiedy zorientowali się, że pan Marian próbuje się dobić
do sklepu.
-
O kurczę! Zapomniałam, że przekręciłam klucz w zamku.
-
Ja już uciekam. - powiedział Kostek cmokając ją w policzek - Do
zobaczenia. - Puścił do niej oko i zniknął wśród tłumu na
chodniku.
-
Nooo, pierożku, tak się zamykać przed ulubionym klientem? Ja tylko
po mój napój z buraków i uciekam. Możesz romansować do woli.
-
Panie Marianie, przecież to tylko kolega. - żachnęła się Gaja
-
Kolega, nie kolega, ja oczy mam i swoje widzę. Zapijaczone i
przydymione, ale radzą sobie dobrze! Pa, pierożku! - Odliczył
należność i chwiejnym krokiem wyszedł ze sklepu.
W
drodze do domu Gaja zastanawiała się, jak rozpocząć rozmowę z
Kornelem, który coraz częściej chodził pijany, wracał w
pomiętych ubraniach i co najgorsze, nie rozmawiał z nią.
Postanowiła, że dziś wieczorem się z nim rozmówi, jednak jej
plany spaliły na panewce, bo Kornela nie było w domu. Nie było od
niego żadnej informacji i nie odbierał od niej telefonów.
Zrozpaczona i wściekła poszła do Baśki, żeby się wygadać. W
rezultacie została u niej na noc, wypłakując się w rękaw
najlepszej przyjaciółki. Rano ledwo żywa poczłapała do sklepu,
gdzie tak jak poprzedniego dnia czekał na nią prezent. Przed
drzwiami leżała wielka puchowa poducha, do której w foliowym
woreczku przytwierdzono małą karteczkę:
Gdyby
zabrakło soli drogowej – noś, ściśle przewiązaną pasem.
Z
życzeniami wielu miękkich lądowań, K.
Gaja
była wzruszona przyjacielskim gestem Kostka, a jednocześnie
wściekła na własnego męża, że chciała się na Kornelu odegrać.
Zadzwoniła więc do Kostka i zaproponowała kino.
Przekonywała samą siebie, że to tylko koleżeńskie spotkanie i nic ponadto. Kostek przystał na propozycję z entuzjazmem, umówili się w kinie „Bajka” o 20. Kiedy Gaja weszła do foyer, Kostek już na nią czekał. Stał z uśmiechem na twarzy, ubrany w beżowy gruby golf i granatowe dżinsy, z czarną kurtką przerzuconą przez ramię. Otaksował wzrokiem Gaję i ucałował gorąco w policzek, wdychając przy tym zapach jej perfum.- Jak się cieszę, że założyłaś spodnie – powiedział – pomyślałem, że zamiast oglądać kolejne romansidło, pójdziemy zrobić coś ekscytującego. Wyglądasz na kompletnie rozbitą.
Przekonywała samą siebie, że to tylko koleżeńskie spotkanie i nic ponadto. Kostek przystał na propozycję z entuzjazmem, umówili się w kinie „Bajka” o 20. Kiedy Gaja weszła do foyer, Kostek już na nią czekał. Stał z uśmiechem na twarzy, ubrany w beżowy gruby golf i granatowe dżinsy, z czarną kurtką przerzuconą przez ramię. Otaksował wzrokiem Gaję i ucałował gorąco w policzek, wdychając przy tym zapach jej perfum.- Jak się cieszę, że założyłaś spodnie – powiedział – pomyślałem, że zamiast oglądać kolejne romansidło, pójdziemy zrobić coś ekscytującego. Wyglądasz na kompletnie rozbitą.
-
Tak, to prawda. To znaczy nie. Tak, zróbmy coś fajnego, ale mylisz
się, u mnie wszystko w jak najlepszym porządku – uśmiechnęła
się, ale uśmiech nie sięgał oczu.
-
Nie oszukuj mnie, rudzielcu. Niedługo zapomnisz o swoich troskach,
chodź. - ujął jej rękę i pokierował w stronę wyjścia. Okazało
się, że droga, którą idą wiedzie wprost do domu Baśki.
-
Coś ty wymyślił, chłopaku, co?
-
Spójrz – powiedział, odwracając Gaję w kierunku północnym.
-
Niespodziaaankaaaa – krzyknął chór ludzi, z Baśką i Mirelą na
czele. Za nimi stały piękne dwa kare konie, zaprzężone do
olbrzymich sań. - Wszystkiego najlepszego!
-
Och! Ja mam dziś urodziny... No, widać jednak się starzeję, bo
kompletnie o tym zapomniałam. - -uśmiechnęła się do wszystkich i
podziękowała.
-
Do sań! - zarządził Kostek – sanna czeka!
Baśka
podeszła do Gai i powiedziała, że próbowały z Mirelą namówić
na to Kornela, ale wykręcił się w ostatniej chwili jakimś rautem.
Gaja uściskała ją serdecznie i obiecała sobie, że będzie się
dobrze bawić bez względu na wszystko.
Ruszyli
wśród płonących pochodni i śmiechów. Po pół godzinie szybkiej
jazdy, dotarli do agroturystyki „Stary Cap” gdzie czekało na
nich ognisko, herbata z rumem i mnóstwo kiełbasek. Kostek otaczał
ją ramieniem i raz po raz całował w ośnieżoną głowę. Gaja
czuła się przy nim bezpiecznie. Była zrelaksowana i spokojna jak
nigdy dotąd.
-
Powiesz co cię dręczy, czy będę musiał cię torturować całą
noc? - szepnął. Gaja podniosła wzrok i na jednym wdechu
opowiedziała mu o Kornelu, jego zachowaniu i dręczących ją
wątpliwościach. Kostek słuchał jej uważnie, masując zmarznięte
dłonie i ochraniając od podmuchów wiatru. Kiedy skończyła, łzy
kapały jej na szalik, a Baśka z Mirelą zaalarmowane nagłą zmianą
nastroju przyjaciółki podniosły się z miejsc, żeby dowiedzieć
się co się stało. Widząc jednak spokojny wzrok Kostka, odpuściły
i zarządziły kolejną porcję pieczonych kiełbasek.
Zabawa
przy ognisku trwała niemal do pierwszej w nocy. Taksówki cyklicznie
podjeżdżały po kolejnych imprezowiczów. Kiedy nadszedł kolej na
Gaję, ta zwróciła się do Kostka. - Pojedziesz ze mną? Nie chcę
sama wracać. - Kostek potarł kciukiem jej zmarznięty policzkek i
mocno ją przytulił. - Co tylko zechcesz, rudzielcu.
Wysiadając
z samochodu Gaja uśmiechnęła się. – Dziękuję za cudowny
wieczór. Był zdecydowanie lepszy od kina, a poza tym udało nam się
na sobie nie wylądować.
-
Nie kuś losu, kobieto – zaśmiał się Kostek – spójrz ile tu
zasp. Na pewno znalazłaby się odpowiednia dla nas. Gaja objęła go
serdecznie i gorąco ucałowała w policzek, po czym odwróciła się
i poszła w kierunku domu.
-
Poczekaj – chwycił ją za rękę Kostek – chcę...
-
Nie, niech będzie tak jak jest. Nie zepsujmy tego. - wyswobodziła
się z uścisku i pobiegła do domu. Zobaczyła, że w salonie świeci
się światło. Ucieszyła się. Była w dobrym nastroju i rozmowa z
Kornelem o ich związku i przyszłości musiała się powieść. W
końcu był jej mężem.
Otworzyła
drzwi i weszła do salonu. Uśmiech zamarł jej na ustach, kiedy
zdała sobie sprawę z tego na co patrzy. Na małżeńskiej skórzanej
kanapie leżał spocony Kornel. Rozchełstana koszula przykleiła się
do jego szczupłego brzucha, a poniżej utleniona blond czupryna
poruszała się to w górę, to w dół, wydając przy tym głośne
dźwięki.
Gaja
westchnęła głośno i z niemym krzykiem wypadła z domu. Wybiegła
na ulicę i upadła tuż przed płotem sąsiadów, żeby wyrzucić z
siebie żal. Szlochała tak długo, że nie zauważyła zbliżającego
się do niej Kornela. Kiedy dotknął jej pleców w przepraszającym
geście, zerwała się na równe nogi i pobiegła przed siebie.
Zdyszana dobiegła do swojego sklepu, weszła do środka nie
zapalając świateł, dopadła do półki z winami i sięgnęła po
Kadarkę. Nim minęła godzina, Gaja kończyła już drugą butelkę,
wylewając przy tym morze łez. Udało jej się opuścić sklep, -
bez robienia niepotrzebnego hałasu. Zataczając się i utyskując na
mężczyzn doczłapała do Baśki. Próbowała dostać się do niej,
ale właścicielki nie było w domu, więc wyjęła telefon i
zadzwoniła pod jedyny numer, który przyszedł jej do głowy. Kostek
odebrał po trzech sygnałach i zaspanym głosem zapytał.
-
Gaja, coś się stało?
-
Szczy możeszsz przyeechaś po mnie? Jezzzem pijjana troochę.
-
Gaja, gdzie jesteś?
-
U Baccchhy. - zadwolona ze swoich umiejętności manualnych oparła
czoło o okno altanki i czekała. Musiała chyba tracić przytomność,
bo jedyne co pamiętała to mocne ramiona Kostka niosące ją do
taksówki.
Nazajutrz
obudził ją potężny ból głowy, rozejrzała się po pokoju i ze
zdumieniem stwierdziła, że znajduje się w czyjejś sypialni.
Dopiero po chwili zaczęły docierać do niej strzępy wspomnień.
Kornel, kanapa, blond Beata i wino... W sekundę poczuła się
jeszcze gorzej. Zeszła po schodach i zobaczyła krzątającego się
po kuchni Kostka. Kiedy ją zobaczył, zmarszczył czoło, - z
zatroskanym wyrazem twarzy podszedł do Gai i przytulił ją mocno.
- Nic nie mów. Przygotowałem dla ciebie coś na kaca, potem
porozmawiamy – podał jej szklankę, w której warstwowo leżały
śmietana, żółtko i olej.
-
Chyba żartujesz – zaoponowała – w życiu tego nie wypiję.
-
Proponuję jednym haustem. Za godzinę po kacu nie będzie śladu.
Gaja
połknęła obrzydliwą miksturę i po kilku sekundach popędziła do
toalety, z której nie wychodziła przez najbliższe trzy kwadranse.
Odświeżona i z kompletnie pustym żołądkiem weszła do kuchni.
-
Przepraszam – wybąkała – to była koszmarna noc.
-
Wiem o wszystkim. Baśka do mnie dzwoniła, pytała czy wiem gdzie
jesteś. Kornel szukał cię u niej w domu i powiedział co się
stało. Przykro mi...
-
Czyżby? Krzyknęła Gaja. Dość tego. Dość tej udawanej
życzliwość. Nie potrzebuję twojej łaski! Dam sobie radę ze
swoimi kłopotami - ryknęła.
-
Gaja, co cię ugryzło? - zapytał zaskoczony Kostek – Gaja! - Ale
ona go nie słuchała. Pośpiesznie złożyła kurtkę i wybiegła.
Znów uciekała. Od problemów, prawdy i miłości.
Gaja
wystąpiła o rozwód w ciągu miesiąca. Wyprowadziła się z domu i
zamieszkała w kawalerce nad sklepem. Nie rozmawiała z Kornelem. Nie
miała o czym. Powoli rozpoczynała nowe życie. Kostek dzwonił do
niej kilka razy, ale z uporem maniaka nie odbierała od niego
telefonów. Kilka razy przychodził do sklepu, próbując z nią
porozmawiać, ale Gaja odmawiała jakichkolwiek wyjaśnień. Wszystko
szło nie tak jak trzeba. Nawet radosny pan Marian markotniał, kiedy
patrzył na Gaję.
-
Ach, pierożku. Zabiłbym gościa własnymi rękami gdybym wiedział
który cię tak skrzywdził.
Gai
zalśniły w oczach łzy, ale nie odpowiadając nic, podała mu
nalewkę i skasowała należność.
Luty
przywitał mieszkańców miasteczka siarczystym mrozem. Czas mijał
szybko i w witrynach sklepowych pojawiły się czerwone serduszka
zwiastujące nadejście święta zakochanych. 14. lutego Gaja zeszła
do sklepu z markotną miną, ale pod drzwiami zobaczyła ciężarówkę
z naładowaną po brzegi przyczepą.
-
Pani kochana, gdzie zrzucić? Bo chyba nie na chodnik? - krzyknął
kierowca ciężarówki.
-
Panowie, ale to jakaś fatalna pomyłka, ja nie nie zamawiałam... a
co to właściwie jest?
-
Sól drogowa, kochana pani. My mieliśmy tylko dostarczyć. To co,
pani szanowna? Wysypywać?
-
Nie! Czekajcie na miłość boską! - krzyknęła Gaja – muszę
zadzwonić.
-
Do kogo chcesz dzwonić, rudzielcu? - usłyszała przy swoim uchu
głos Kostka
-
Coś ty dobrego narobił? Wstrzymałeś ruch na całej ulicy!
-
Nie ruszę się stąd, dopóki czegoś nie przeczytasz. - Podał jej
kopertę, z której wydobyła złoto – bordową kartkę. - Otwórz
– zachęcił.
Drżącymi
dłońmi odwinęła papier, zobaczyła swój podpis, który złożyła
w sylwestra. Spojrzała na Kostka i rozłożyła ją całą. Jej
oczom ukazało się zdanie:
Będę
o Ciebie walczył,
ponieważ
zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia.
Gaja
rzuciła się Kostkowi na szyję, wśród głośnych klaksonów
zniecierpliwionych kierowców, namiętnie go pocałowała.
1Oranżada
czerwona
2Carskoje
Igristoje
Komentarze
Prześlij komentarz