Kiedyś w jednej ze szkół podstawowych na lekcji języka polskiego, poproszono uczniów o napisanie rozprawki na temat: "Wiem, że nic nie wiem". Dwadzieścia lat temu, kiedy utożsamiałam się z tamtymi uczniami, zadanie to wydawało się tak kuriozalne i idiotyczne, że nie nadawało się do niczego, a tym bardziej do pisania.
A dziś mi się nie chce. Napisałabym coś konstruktywnego mniej lub bardziej. Pochwaliłabym się moimi przemyśleniami na temat przepływającego przez palce życia, ale mi się nie chce.
Nie chce mi się nawet myśleć, że Kasia Nosowska potrzebowała muchy, którą mogłaby zabić, żeby coś naskrobać. Na mnie nie zadziałałoby nic co mogłoby pobudzić mój cierpiący na "tumiwisizm" mózg. Sprawa jest prosta jak budowa cepa, bo nie chce mi się.
A jak mi się nie chce, to choćby skały srały i były dwie niedziele w kupie, to nic nie poradzę, bo jak już wcześniej wspominałam - nie chce mi się.
Powiedziałabym nawet, że nie chce mi się nie chcieć, ale to byłoby kłamstwo, bo chce mi się dziś nie chcieć, bo jest niedziela, a jutro poniedziałek, więc mogę znaleźć sobie wytłumaczenie i oddać się temu "nicniechcejstwu" w całości.
A bo czy to takie złe, że czasem energia w bateriach spada do zera i trzeba zrobić sobie stop dla zdrowotności i głośno powiedzieć, że NIE CHCE MI SIĘ!
A tego i Wam życzę, bo jak wiecie - nie chce mi się.
Komentarze
Prześlij komentarz