Czasem wydaje mi się, że nic już nie jest mnie w stanie zaskoczyć, jeśli chodzi o książki. Ale potem trafiam na powieść tak przejmującą, trudną i niewygodną, że uwiera mnie ona później przez kilka dni i nie daje o sobie zapomnieć. Tak było z "Ostatnim razem".
Ta książka to poruszający obraz przedstawiający trudne relacje łączące matkę i córkę. O problemach, z którymi się borykają i próbie wyjaśnienia sobie dawnych zaszłości, zanim starsza z kobiet umrze.
To przede wszystkim potężna dawka emocji, które oplatają czytelnika niczym bluszcz, zaciskają coraz mocniej i dławią. Bólem, zazdrością, nieporozumieniami, ale też miłością. Helga Flatland podjęła się tematu, z którym wielu czytelników będzie się identyfikowało, przez co odczuwanie tych wszystkich emocji będzie spotęgowane. A wachlarz tych wszystkich uczuć jest szeroki i spektakularny.
Flatland przepięknie zbudowała swoje postaci. Obdarzyła je olbrzymimi problemami, ale też wskazała im rozwiązanie. To nieprawdopodobnie zdolna pisarka, która wie jak uchwycić trudno zauważalne niuanse w życiu, czy komunikacji pomiędzy członkami rodziny. Nie robi jednak tego wprost, a subtelnie o tym opowiada i przeprowadza czytelnika przez ten trudny i emocjonalny proces.
Wszystko tutaj pięknie skomponowano. I pełne niedopowiedzeń sceny, i przeładowane emocjami rozdziały, które w momencie, kiedy opowieść dobiega końca stają się coraz krótsze, i wreszcie zmieniająca się wciąż narracja. To powieść niemal doskonała, gwarantująca cały wachlarz przeróżnych uczuć, które buzują pod skórą w zależności od czytanej właśnie sceny.
Wzruszająca, magiczna, ale i bardzo prawdziwa powieść o miłości, końcu i zamykaniu wszystkich spraw.
Komentarze
Prześlij komentarz