Przejdź do głównej zawartości

Adam Dzierżek – Spóźnione pożegnanie

 Jeśli ktoś z czytających Adama Dzierżka wpadł na pomysł, że kolejna książka autora będzie trącała sztampą lub co gorsza będzie schematyczna – to zdziwi się szczerze, ponieważ ta powieść jest najbardziej nieoczywista z wszystkich przez niego wydanych.



Maks Mejza, były policjant, poturbowany przez życie i używki, zostaje prywatnym detektywem. Szybko jednak okazuje się, że to ciężka orka na ugorze, a pierwsza sprawa jest wyjątkowo paskudna.

Była to całkiem zmyślna historia. Fajny pomysł, niebanalne rozwiązania i wrzucenie do fabuły bohaterów o mało kryształowych charakterach, pozwoliło na silniejsze odczuwanie dusznego klimatu i bolesne doświadczanie, że zdegenerowani i na wskroś źli ludzie są wśród nas.

Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, żebyście nie tracili przyjemności z powolnego odkrywania kart, dlatego opowiem jedynie o tym, że jest to rasowy, mądry i przemyślany kryminał. Opowieść przedstawiono w przystępny sposób. Napisano go tak, by przez historię płynąć i wchłaniać ją jak gąbka, ale też bawić się w detektywa i próbować rozwikłać zagadki tuż przed głównym bohaterem.

Świetni bohaterowie, nienachalna narracja, mocne sceny i opisy zbrodni, ale i dość oryginalna fabuła, powodują, że ta książka jest niemalże nieodkładalna. Trudno przerwać lekturę, nawet jeśli czasem niepokój osiąga maksymalny punkt.

To dość mocna powieść sensacyjna czy też kryminalna, która szokuje nie tylko historią, ale też sposobem w jaki została przekazana. Czyta się ją błyskawicznie i z sercem w gardle, bo trudno przez tę historię przejść z lekkością. Polecam gorąco!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn