Przejdź do głównej zawartości

Magdalena Niedźwiedzka – Jesień na Węgierskiej

 Muszę przyznać, że sagi, które swoją fabułę mają osadzoną na przełomie XVIII i XIX wieku bardzo lubię. Mimo tego, że kobiety dopiero powoli wydzierały mężczyznom władzę, bardzo trudno było im się wyrwać z tych patriarchalnych szpon, to jednak próbowały i dopięły swego po wielu latach starań, bo na początku XX wieku. Lubię też ten okres dlatego, że jest historycznie bardzo ciekawy, wszak Polska była pod zaborami, ale w ludziach nadal tlił się patriotyzm, który za mniej więcej wiek z okładem, zaprocentuje odzyskaniem niepodległości.



Jest to opowieść o sile kobiet, które pomimo wzajemnej niechęci i różnicy zdań, ze względu na dobro rodzin i po to by zapewnić przyszłość swoim dzieciom, postanawiają połączyć siły i nie dać upaść ich rodzinnemu browarowi. Jest to rzecz nie tyle trudna, co karkołomna, bowiem bez pomocy mężczyzn wszystko staje pod znakiem zapytania. Pamiętać jednak należy, że zdesperowana, ale zawzięta kobieta dotrze tam, gdzie założyła, mimo kłód rzucanych jej pod nogi.

To cudowna, plastyczna opowieść o dążeniu do celu, przetykana rodzinnymi dramatami i warstwą historyczną, która krąży wokół. Każdy element tej powieści zazębia się ze sobą, tworząc barwny, ale mocny patchwork losów niezmiennie ze sobą związanych kobiet.

Potrzeba nam w powieściach rzutkich, czasem krnąbrnych i silnych postaci kobiecych, żebyśmy nie zapomniały, jak trudno było dotrzeć do momentu, w którym jesteśmy teraz i jak ważne jest utrzymanie naszych praw w mocy.

Ta książka to idealny przykład powieści obyczajowej, z mocnymi i mądrymi postaciami kobiecymi, które walczą o siebie, rodzinę, miłość, pieniądze. Walczą nieustannie i z wielkim zaangażowaniem, ale nie oczekują gloryfikacji ani tanich pochwał. Znają swoją wartość i nie poddają się chwili, są wyrachowane, ale zawsze w słusznym celu.

Polecam wszystkim, którzy lubią ładny literacki język, niesztampowe postaci, które zapadają w pamięć na długo i fabułę rozgrywającą się na przestrzeni lat. Wspaniały, wielowątkowy i fascynujący początek sagi!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn