Przejdź do głównej zawartości

Daisy Garrison – Jeszcze sześć takich czerwców

 Uwielbiam powieści YA. Zaczytuję się z przyjemnością, bowiem rozterki towarzyszące młodym ludziom wkraczającym dopiero w dorosłość są pięknym wskaźnikiem tego, jak w przyszłości będą funkcjonować. To, pomimo lekkiego wydźwięku, świetne i ciekawe socjologicznie przypadki, które śledzę i analizuję. Zwykle opowieść krąży wokół miłości i trzeba się trochę natrudzić, by z tej lukrowanej bańki wydłubać dobre treści, ale nie w przypadku powieści Daisy Garrison, która rozbiła bank i stworzyła książkę będącą studium przypadku, a czytelnik może się nawet nie zorientować.



Rzecz opowiada o ogromnej przyjaźni dwojga nastolatków: Caplana, szalenie popularnego chłopaka, który pretenduje do tego by być królem balu oraz Miny, skromnej, inteligentnej dziewczyny. Przyjaźnią się od wielu lat i kochają tak bardzo, że trudno im wyobrazić sobie życie bez siebie. Problem jednak polega na tym, że nie zdają sobie z tego sprawy. I tutaj zaczyna się cała historia.

To była bardzo ciekawa i mądra powieść o dorastaniu, poznawaniu własnej seksualności, walce z traumami i potrzebie bliskości. Autorka wypchała ją po brzegi ważnymi dla młodych ludzi aspektami i szafowała nimi we wszystkie strony, by móc objąć całe spektrum problemów.

To, co najcenniejsze w tej historii, nie kryje się w relacjach międzyludzkich, ale dialogach. Tym, jak powinny wyglądać rozmowy. W jaki sposób rozwiązywać problemy i jak ponosić konsekwencje własnych czynów. To niemalże wzorcowa powieść dla dorastającej młodzieży. Wiadomo przecież, że mnóstwo młodych osób szuka odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a tutaj znajdzie ich mnóstwo i to podane tak lekkostrawnie i smacznie, że wiedza sama się przyswoi.

Gorąco polecam. To nie tylko powieść dla dziewczyn czy wrażliwych chłopaków. To powieść uniwersalna i wyjątkowa!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...