Stało się! Czwarty tom cyklu "Rozchwiani" niebawem pojawi się w sprzedaży. I jeśli myślicie, że będzie ostatni, to wyprowadzam z błędu – będzie jeszcze jeden. I teraz trzeba sprawę wyjaśnić. Jedni będą na niego czekać z niecierpliwością, inni dali sobie spokój po pierwszej części, a kolejni (w tym ja) będą czerpali masochistyczną przyjemność z czytania.
O pierwszych trzech tomach serii wspominałam wcześniej. Starałam się podejść do sprawy obiektywnie i nie wylewając wiadra pomyj wypunktować słabe strony, ale też znaleźć takie elementy, które mi się podobały. Wydawało mi się więc, że uczyniłam to rzetelnie i w spokoju sumienia czekałam na część pt. "Dwie drogi". No i wróciło to, czego się obawiałam. Po orzeźwiającym oddechu i po prostu pięknej historii o Łucji, której udało się uciec przed szaleństwem Dymitra, wróciły koszmary, siermiężna i skomplikowana relacja oraz tyle chamstwa, że aż trudno to znieść.
W trzeciej części tej historii działo się dużo, ale jakoś tak lekko i przyjemniej. Autorka opisała powolny proces zdrowienia głównej bohaterki, nienachalnie wskazywała jak żyć po przebytej traumie. Język, którym tu operowała, też był wygładzony, delikatny, wyważony. Podczas czytania cieszyłam się, że Figaro się rozwija, historia ewoluuje, jakość czytanej treści znacząco się poprawia i zmierza ku fajnemu i nieoczywistemu finałowi.
Niestety ta część, jak wcześniej wspomniałam, dała mi do wiwatu. Powrócił styl znany z pierwszych tomów. Znów język nabrał prostoty, czasem trącał arogancko prymitywnym słownictwem, albo galopował w kierunku niemal namacalnej obrazowości. I to właśnie ta zmiana tak mnie rozczarowała. To, w jaki sposób, autorka szybko wróciła do utartego szlaku, w którym wydaje się, dobrze się czuła, a przecież było już tak ładnie...
Wydaje mi się, że może jednak złamany psychicznie Dymitr, jego pokręcona logika, chory umysł i autodestrukcyjne skłonności wymagałyby odpowiedniego literackiego anturażu. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że to romans czy też erotyk i niestety inaczej nie dało się tego napisać. A szkoda, bo żal mi tej historii.
Jeszcze tylko chciałam pogratulować autorce bohaterów. Wymyśliła ich tak jak należy. Łucja jest rozchwiana emocjonalnie, ale powoli odzyskuje wiarę w siebie, Alex jest odpowiednikiem księcia na białym koniu, Ania może za bardzo idealna, a Dymitra po prostu nie da się lubić. W żaden sposób, nawet jeśli zna się już w końcu powód, dla którego stał się chamem, prostakiem i mizoginem.
Cieszę się, że wkrótce nastąpi zakończenie cyklu. Będę mogła wtedy spojrzeć na całość z szerszej perspektywy i być może znajdę odpowiedź na pytanie, jaki był cel autorki? W tej chwili fabuła się broni, bohaterowie ewoluują, zainteresowanie historią nie maleje, jedynie język, którym została ta książka napisana, bije mnie po oczach.
Komentarze
Prześlij komentarz