Przejdź do głównej zawartości

Sarah J. Maas – Księżycowe Miasto

Ona znowu to zrobiła! I na tym zdaniu właściwie mogłabym zakończyć, ale należy się Wam nieco więcej wyjaśnień na temat Księżycowego Miasta. Należy się Wam tyle, ile w Hel demonów, a w charakterze Bryce Quinlan buty. 
Oto przed Wami Sarah J. Maas w pełnym rozkwicie. Dojrzalsza, bardziej brutalna i z zacięciem kryminalistycznym.



Fanom autorki trzeba było czekać na kolejną książkę, a dywagacjom dotyczącym fabuły nie było końca. I kiedy już dostali tomiska w swoje ręce, rozszerzali oczy ze zdziwienia, bowiem takiej bomby emocji nie spodziewał się nikt, kto lubuje się w wielotomowych sagach. Ba, nawet ja podchodziłam do tego sceptycznie. Byłam pewna, że autorka rozpocznie powolny proces wprowadzania czytelników w fabułę, po kolei będzie odsłaniała kolejne karty i z mozołem budowała w wyobraźniach to, co przelała na karty książki. A tu niespodzianka! Wszystkie informacje, niezbędne dla czytelników, wyekstraktowała w olbrzymiej, trudno przyswajalnej pigułce. Tak, trzeba przyznać, że Maas nie pieściła się z czytelnikami. Rzuciła im dane i kazała przyswoić, żeby potem mogli cieszyć się lekturą. 

Chciałabym przybliżyć nieco fabułę, ale nie mogłabym tego zrobić, nie zdradzając za wiele, dlatego opowiem tylko o tym, jakie ta książka wzbudzała we mnie emocje i jak bardzo mieszały mi one w głowie.

Oczywiście, jak to u Maas – jest bohaterka, która na naszych oczach dojrzewa i staje się silną, niezależną kobietą, która poradzi sobie w każdej sytuacji. Są też (z pozoru drugoplanowi) bohaterowie, wprowadzający do opowieści elementy grozy, ale też radości żalu i smutku. 
Poza tym, poznajemy dziwny, skomplikowany świat fae, wampirów, wilkołaków, aniołów i innych fantastycznych stworzeń, z których każda ma swoją hierarchię i odpowiada za dany rejon Księżycowego Miasta.

Maas napisała tę książkę inaczej niż dotychczasowe. Opowieść pełna jest zwrotów akcji,  siermiężnych i przepełnionych furią, ze słownictwem trącającym amerykańskim slumsem. Pełna współczesnych niebezpieczeństw, z którymi mamy do czynienia na co dzień, mowa tu o narkotykach i alkoholu, i to w ilościach niemal hurtowych. Nie stroniąca od przemocy i umyślnego zadawania bólu, prowadząca jednoznacznie i nieodwołalnie do autodestrukcji.
Ale, żeby nie było, że książka jest poradnikiem ku samounicestwieniu, chcę dodać, że w pewnym momencie, rozkwita w niej nadzieja na lepsze jutro. Na to, że w ogóle dzień nastanie i będzie mu można wyjść naprzeciw, mając przy sobie przyjaciół.

Tak, moi drodzy, ta książka pełna jest sprzeczności. I być może to, powoduje, że jest tak ciekawa i oryginalna. To opowieść o tym, że trzeba sięgnąć dna, by móc urodzić się na nowo i powstać z kolan. Być silniejszym człowiekiem i gotowym do walki o najbliższych, o idee, o siebie!

Wiedzieć też musicie, że czeka Was tu dużo nerwów, niecierpliwości, stresu, jak przy czytaniu thrillera, ale i śmiechu oraz wypieków na twarzy podczas scen intymnych. Faktem jest, że każdy fan autorki odnajdzie schemat, na podstawie którego buduje ona swoje powieści, ale jest w tym tak konsekwentna, że nie jest to wada, a zaleta. To nowa, odważniejsza Maas, pełna pomysłów i świeżości, krnąbrna, niepoprawna i bardzo uzależniająca.

Powieść ta jest wielowątkowa, poplątana labiryntem niepozornych zdarzeń i konotacji, które dopiero w końcowej fazie ulegają rozwiązaniu, a i tak powodują ogromne zaskoczenie. To emocjonalny wir, który wciąga i wciąga, i nie chce puścić do ostatnich kart książki. Dajcie się wciągnąć w to szaleństwo, a już nigdy nie opuścicie żadnej premiery książki Maas.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn