Przejdź do głównej zawartości

Leszek Herman – Szachownica

 Czy można w jednej powieści zawrzeć i historię przygodową, i nieco kryminalną, wtłoczyć w to wszystko dość intrygujący romans, zagadkę i odrobinę grozy? Ano można! Trzeba być tylko Leszkiem Hermanem, który to posiada tak rozbuchaną wyobraźnię, że właściwie nic go nie ogranicza.



Szachownica to książka, której fabuła toczy się dwutorowo: w czasach współczesnych oraz bliżej nieokreślonych, kiedy to istniało Królestwo Prus. Losy bohaterów współczesnych przeplatają się z tymi opisanymi w warstwie historycznej, a decyzje tych drugich mają wpływ na los i życie Patryka i Karen, którzy starają się rozwikłać zagadkę tajemniczej szkatuły. A wymarzona podróż do Stanów Zjednoczonych będzie tą, którą zapamiętają do końca życia. 

To była porcja nieprawdopodobnej literackiej rozkoszy. Wspaniali, pieczołowicie rozpisani bohaterowie, wartka akcja, liczne retrospekcje i intryga uknuta przez autora to rzeczy charakteryzujące tę powieść. A, że dodatkowo Leszek Herman ma naturalny dar do opowiadania, toteż jego opowieść snuje się niczym mgła i oplata wszystkie zmysły.

To był arcyciekawy thriller, łączący doskonale wątki współczesne z mnóstwem historycznych treści. Drobiazgowa, rzutka i inteligentna fabuła, cudownie przeplatała się z tysiącami opowieści z przeszłości, które kierowały bohaterów w najmniej spodziewane miejsca. Obrazu dopełniały świetne dialogi, dobrze ilustrujące sceny i nieprawdopodobne zwroty akcji, zaskakujące raz po raz i wywracające fabułę do góry nogami.

Bardzo podobała mi się ta przeplatana konstrukcja. To przekładanie treści historycznych ze współczesnymi, bajania starszych osób, odczytywanie listów, na które nie było odpowiedzi, albo zagłębianie się w meandrach kilkusetletnich konotacji rodzinnych, to uczta dla zmysłów i pstryczek w nos dla ludzi żyjących tu i teraz.

Takich historii nam trzeba. Wielowątkowych, złożonych i wyrafinowanych. Wspaniała, mocna książka z historycznym kręgosłupem, który trzyma w ryzach całą opowieść.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn