Przejdź do głównej zawartości

Paige Toon – Ktoś, kogo znałam

 Zdarza się, że książka przeczołga czytelniczkę emocjonalnie i pozostanie z nią na długo, wwiercając się w umysł i nie pozwalając o sobie zapomnieć. I to jest właśnie jedna z tych powieści. Żeby do niej usiąść, trzeba mieć świadomość, że potrzebny jest czas, opakowanie chusteczek i ciepła herbata. A cały ten zestaw służyć będzie przetrwaniu, bo od tej historii naprawdę trudno się oderwać.



Jest to opowieść o Leah, Georgu i Theo. Nastolatkach, których los zetknął ze sobą nieprzypadkowo. Wokół tej trójki zawiązuje się przyjaźń, która będzie trwała lata i przemieni się w coś niezwykle trwałego.

Autorka postanowiła zwrócić tu uwagę na rodziny zastępcze, na ich funkcjonowanie i dbanie o to, by utrzymywać kontakt z dzieciakami nawet jeśli znajdą rodziny adopcyjne. Przedstawiła tu zasady panujące w domu niemal idealnym. Na podział obowiązków, wspólne spędzanie czasu, naukę odpowiedzialności i życia wśród ludzi. Toon zwróciła też uwagę na cały szereg zaniedbań ze strony rodziców biologicznych i kłopotów z jakimi przychodzi się zmierzyć ich dzieciom. Nie napisała jednak tego tonem oskarżającym, a ukazującym skalę problemu.

W tym całym poważnym i niezwykle interesującym temacie, autorka znalazła też miejsce na miłość. Najpierw tę pierwszą, nastoletnią, czystą i nieskalaną, a potem dojrzałą, ostrożną i głęboką. Wszystko to wplotła pomiędzy słowa i stworzyła powieść poruszającą wszystkie zmysły. Tutaj wzruszenia są obowiązkowe, ale forma w jakiej są podane już sama z siebie powoduje ścisk serca.

To piękna, mądra opowieść o miłości, czułości i uważności. To o dzieciach, nastolatkach i dorosłych, których mądrzy opiekunowie potrafili wychować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn