Przejdź do głównej zawartości

Adam Widerski – Sznyta

 Wydawało mi się, że Adam Widerski nie napisze lepszego thrillera niż poprzedni, a tu niespodzianka! Piekielnie inteligentna, mocna i przerażająca powieść, którą czyta się wybornie, mimo, że niektóre sceny bolą.



W Łodzi dochodzi do przerażających zbrodni. Giną dzieci, a zwłoki morderca porzuca w piwnicach bloków mieszkalnych. Zmasakrowane, wymęczone i zbeszczeszczone ciała pokryte są siecią idealnie wykonanych sznyt, które są swego rodzaju podpisem zwyrodnialca. Sprawę prowadzi niezastąpiony Adam Perg wraz z partnerami; Iwanem i Natalią. Trwa wyścig, który niestety przesuwa szalę zwycięstwa w stronę zabójcy...

Ależ to była interesująca lektura! Rzutka, oryginalna i niebanalna. Wydawać by się mogło, że na nieco ponad trzystu stronach nie da się zmieścić solidnej dawki informacji, a tu się okazało, że akcja jest wartka jak górski potok, poplątana jak sieć po połowach i zmyślna do granic możliwości.

Autor zakpił sobie z czytelnika, wodził za nos, podsuwając coraz to nowe tropy i wskazując fałszywych  podejrzanych. I ja dałam się nabrać! Do końca wierzyłam w to, że kto inny jest mordercą, więc zaskoczenie moje wywindowało ocenę tej książki jeszcze wyżej.

Muszę zaznaczyć, że książka jest bardzo brutalna, a sceny w niej opisywane nie należą do lekkich. Autor ukazuje gwałty, akty molestowania na dzieciach i przemoc fizyczną. Nie jest oszczędny w opisach, ale według mnie, im bardziej brutalnie i rzeczywiście przedstawia dany akt, tym bardziej realna staje się opowieść.

Wszystkim miłośnikom naprawdę mocnych wrażeń polecam lekturę "Sznyty". Nie zawiedziecie się!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn