Przejdź do głównej zawartości

Valerie Perrin – Cudowne lata

 Nie znam osoby, która po przeczytaniu którejkolwiek z książek Valerie, nie nabrałaby ochoty na kolejną. Z czego bierze się ta niezwykła moc autorki? Ano z elegancji, z umiejętności operowania słowem pisanym niczym wytrawny malarz pędzlem po płótnie. Ale przede wszystkim dlatego, że Perrin widzi ludzi. Ich zachowania, bolączki i radości i potrafi przekuć je w niezwykłe opowieści.



Tym razem historia wydaje się prozaiczna. Początkowo akcja dzieje się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Garstka przyjaciół, zamieszkująca małe, prowincjonalne miasteczko, związana jest szczególną więzią, która nakazuje im się wspierać i nie pozwolić, by ich życie kiedyś pobiegło swoimi ścieżkami. Wiadomo, że los ma swoje plany na ich życie i nic nie wskazuje na to, by paczka przyjaciół wyszła z prozy codzienności i różnych wypadków bez szwanku.

Niezwykła jest ta powieść. Momentami niemal oniryczna, a kiedy indziej brutalnie prawdziwa, wytykająca wszystkie ludzkie przywary, które podczas czytania wpełzają pod skórę i nie dają o sobie zapomnieć. Autorka jak nikt inny potrafi zajrzeć w duszę i znaleźć to, co człowiek stara się ukryć.

Mamy tu niebywale delikatną historię, sportretowaną w sposób wysoce kulturalny i delikatny. Dramatyczne i niejasne losy bohaterów to szalenie wrażliwe, pełne nieporozumień i niesnasek kompendium wiedzy o ludziach żyjących obok nas. Bohaterowie są bardzo ludzcy i prawdziwi. Popełniają błędy, są nieidealni i tacy, jakich widzimy nie raz we własnych bliskich.

Książka pełna jest wspomnień, opowieści o przeszłości i czasach sprzed kilku dekad. Dzięki temu, czytelnik ma szansę nie tylko poznać życie i charakter bohaterów, ale też zderzyć te dwa światy ze sobą, porównać ich zachowania, światopogląd i zagłębić się w ich myśli. To bardzo skomplikowany, ale ładnie i logicznie zrobiony zabieg.

Muszę też wspomnieć o tym, że książka w żadnym razie nie jest melodramatyczna, a czytelnik nie zostaje unurzany w oparach smutku i rozpaczy. To jest dramat, z którego można wysnuć mnóstwo wniosków, ale jakie one będą zależy od indywidualnych preferencji odbiorcy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn