Czasem mam ochotę przeczytać coś niezobowiązującego, lekkiego w odbiorze, coś, co pozwoli mi się odprężyć. Wydawało mi się, że książka Dominiki Rosik będzie takim właśnie czytadłem, ale okazało się, że autorka skręciła tu w zupełnie inną stronę. I, co mnie zaskoczyło – zachwyciła na tyle, że o niej szybko nie zapomnę.
Jest to opowieść o młodej artystce Mari, która po traumatycznych przeżyciach, szuka ukojenia w ciszy i spokoju. Wyrusza więc na Mazury, po to, by odzyskać spokój ducha. Trudno jednak o relaks, kiedy w jej myśli wkrada się coraz częściej bezczelny sąsiad, który nie może się zdecydować czy dziewczyna mu się podoba, czy też raczej nie.
Po tym dość skomplikowanym wstępie, wydawać się może, że to będzie kolejna przesłodzona historia o miłości, która musi się wydarzyć, mimo, że bohaterowie wcale nie mają na nią ochoty. Otóż, nie! To słodko-gorzka opowieść o głębokim uczuciu, które buzuje pod skórą niczym prąd, ale organizm nie pozwala na jego eskalację.
Autorka krok po kroku odsłania karty, wyłuskuje z bohaterów traumy, których od dawna nie mogą przepracować, stawia przed nimi trudne do wykonania zadania, nie oszczędza ich sfatygowanych psychik i powoli doprowadza do zdrowienia. Pomaga w zaakceptowaniu zmian, w pokochaniu drugiego człowieka, ale też siebie, otwiera drzwi do radości, a przymyka coraz bardziej te, za którymi kryje się ból, złość i żal.
To bardzo piękna, momentami liryczna opowieść o życiu, bólu i miłości, która pomaga wyzdrowieć. Napisana z gustem i wysublimowaniem, a drobne potknięcia przy dialogach można naprawdę wybaczyć, dzięki treści, która to wszystko wynagradza. Polecam! Przepiękna powieść obyczajowa z wątkiem romantyczno-psychologicznym!
Komentarze
Prześlij komentarz