Przejdź do głównej zawartości

Soraya Lane – Córka z Włoch

 Mówi się, że Soraya Lane to godna następczyni Lucindy Riley, która będzie się cieszyć taką samą popularnością. Ja bym jednak nie porównywała tych dwóch autorek, bo i styl inny, i treść się różni. To co je łączy to ulubienie sobie obyczajówek nic  więcej.



Wprawdzie jest to saga o zaginionych czy też utraconych córkach, o czym czytelnicy mieli okazję czytać w powieściach wyżej wspomnianej Lucindy, ale tutaj mamy nieco inne spojrzenie na sprawę. Włoska przygoda rozpoczyna się w Londynie w jednej z kancelarii prawnych, w której Lily – główna bohaterka otrzymuje tajemnicze pudełko. I od tego momentu rozpoczyna się historia niebanalna, przygodowo-obyczajowa.

Cudowna, poprzetykana retrospekcjami saga rodzinna, którą zapoczątkowała Lily. Powieść urocza, pełniąca rolę przewodnika po świecie, odkrywania jego tajemnic, smutków, żalu, ale i chwil szczęścia, a wszystko to zamknięte w przepięknej okładce. 

Jest to książka, która sprawia przyjemność. Lekki, nieco bajarski styl autorki, wprowadza w odpowiedni nastrój, a przedstawiane postaci i ich życiowe perypetie pochłaniają bez reszty, tworząc odprężający kokon, w którym zapomina się o całym świecie. 

Soraya Lane ma swego rodzaju łatwość tworzenia niemal doskonałych powieści obyczajowych. Wykorzystała tę cechę i tutaj.  Zawiłe i skomplikowane losy swoich bohaterów potrafi utkać z najpiękniejszych nici swojej wyobraźni. Ta historia jest oryginalna, wielopoziomowa i niepowtarzalna, co powoduje u czytelnika głęboką chęć odkrywania jej do końca. Jej postaci są wyraziste. Albo krnąbrne, nieznośne i bezczelne, albo wręcz odwrotnie – pełne spokoju i wewnętrznego ciepła. Nigdy za to nie są mdłe i nijakie. Co najważniejsze, najbardziej lubię tu postaci drugoplanowe, które nadają historii sensu i pięknie podkreślają jej odbiór. I tutaj właśnie nie zabrakło wspaniałych bohaterów, którzy nadawali historii rytmu.

Serdecznie polecam wszystkim wielbicielkom obyczajówek z historią w tle.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn