Przejdź do głównej zawartości

Xiran Jay Zhao – Żelazna wdowa

 Kultura chińska nie jest bliżej znana Europejczykom. Warto się jednak czasem nad nią pokłonić i odkryć kraj, zbudowany na silnych podwalinach tradycji, kultu i czci oraz na szacunku, który jest wszechobecny. To, co interesujące, zawsze można odkryć w książkach. Jedną z nich może być opowieść  jedynej chińskiej cesarzowej Wu Zetian. Kobiety rzutkiej, silnej, niezwykle inteligentnej i będącej wzorem dla wielu, choć przez historyków nazywana była "krwawą cesarzową".



I choć "Żelazna wdowa" to jedynie powieść, która powstała na kanwie prawdziwych zdarzeń, to jednak tego rodzaju fikcja literacka jest wyborna i pyszna w swojej pomysłowości. Jest to opowieść na wskroś mocna. Charakteryzująca się silnymi postaciami, o wyjątkowo jednoznacznych poglądach. A wszystko to umiejscowione w Chinach, w VII wieku. Czasach wydawałoby się zamierzchłych, znanych jedynie z kart historii, a jednak z pewnymi uniwersalnymi prawdami, które raz po raz wyłaniają się z opowieści.

Wyraźnie zaznaczono tu siłę mężczyzn, bezwzględne podporządkowanie się kobiet wobec nich i to, że mężczyźni traktowani są niemal jak osoby święte, a kobiety jedynie jako ich wierne służebnice. I tutaj autorka stawia Zetian. Kobietę niezwykłą, która nie szokowałaby nikogo, gdyby była mężczyzną.

Jest to więc zderzenie nie tylko z zaszłościami, ale i teraźniejszością, współczesnością, która niestety potrafi przydusić feminizm i rolę kobiety w patriarchalnym świecie.

To nieprawdopodobnie dobra i wielowątkowa powieść. Zachwycająca nie tylko treścią, ale też postaciami i opisami Chin, które są mało znane. Polecam szczególnej uwadze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn