Przejdź do głównej zawartości

E.M. Delafield – Dziennik prowincjonalnej damy

 Zastanawialiście się kiedyś jak radziły sobie kobiety w latach trzydziestych ubiegłego wieku? Jak żyły, o czym marzyły i co zajmowało ich umysły? Bo ja tak! No i się dowiedziałam. Okazuje się bowiem, że właściwie niczym nie różniły się od współczesnej Bridget Jones czy też Gotowych na wszystko, tyle tylko, że problemy dnia codziennego różniły się mocno od tych współczesnych.



Rzecz ma miejsce w deszczowej Anglii w latach trzydziestych. I jest to opowieść przykładnej żony, matki, sąsiadki i przyjaciółki o życiu. Kilkanaście miesięcy jej życia opisane w formie pamiętnika zilustrowanego ciekawymi rycinami. 

To doskonała rozrywka podana w bardzo eleganckiej formie, doprawiona szczyptą angielskiego humoru i zawarta w krótkich opowieściach, które mogą pełnić funkcję rozdziałów. Nie jest to jednak jedna główna opowieść, a wiele różnych zapisków, które ostatecznie łączą się w jedną, ładną historię.

Ta niezwykła książka to spowiedź kobiety, która marzy o;  pisaniu, podróżach, miłości, ale na co dzień musi zmagać się z bardziej przyziemnymi problemami, takimi jak prowadzenie domu, marudzenie męża czy plotki, które wesoło krążą w najbliższej okolicy. Musi też wymyślać coraz to nowsze wymówki by utrzymać pozory i jako taki poziom życia.

To urocza, napisana ze smakiem i gustem powieść o życiu, niespełnionych marzeniach i zderzeniu z rzeczywistością. I być może wydaje się, że to zamierzchłe czasy, ale po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że książka ma całkiem współczesny wydźwięk.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn