Przejdź do głównej zawartości

Żaneta Pawlik – Tamarynd

 Ciężko jest czytać o sprawach, które są trudne, niewygodne, takie, którymi nie zajmujemy się na co dzień. Ważne więc, by o pewnych rzeczach mówić głośno. By apel wybrzmiał, zwrócił uwagę i został w głowach na dłużej. Bo czasem problemy innych są nieważne. I pozostają takimi dopóty, dopóki nie dotyczą nas personalnie. Warto więc wtedy być przygotowanym, a książki takie jak ta edukują, choć mogą się wydawać na pierwszy rzut oka błahymi opowiastkami.



Niewiele mówi się o problemach psychicznych. Jest to bowiem rodzaj choroby, której nie widać na zewnątrz. Czasem wydaje się, że człowiekowi nic nie dolega, zachowuje się jak zawsze, z rzadka  pojawiają się w jego zachowaniu drobne wskazówki, które nie są jednak wyznacznikiem choroby. A właśnie wtedy, w organizmie i psychice takiego człowieka może się toczyć walka na śmierć i życie.

Żaneta Pawlik przeprowadziła czytelników przez bardzo trudne tematy, począwszy od problemów osobistych, poprzez rodzinne dramaty, skończywszy na opiece psychiatrycznej. Zrobiła to jednak w sposób wysublimowany i elegancki. Nie zarzuciła czytelnika trudnymi do zrozumienia informacjami, a dozowała je ostrożnie i mieszała ze sobą tak, by można było te dawki łatwiej przyjąć.

To bardzo interesująca i mądra powieść, która jest potrzebna wszystkim, choc być może o tym jeszcze nie wiedzą. Autorka uchroniła się przed moralizowaniem i bezpardonowym wskazywaniu palcem na problem. Zaznaczyła jednak jego obecność, zwróciła na niego uwagę i sprawiła, że o nim się myśli długo. Nawet po zakończeniu lektury.

Polecam tę wyjątkową książkę. Takich owieści obyczajowych nam trzeba więcej!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn