Przejdź do głównej zawartości

Nina Zawadza – Zrabowane nadzieje

 Wtedy, kiedy trwa konflikt zbrojny, zawsze cierpią  niewinni. Kobiety, starcy i przede wszystkim dzieci. W czasie II wojny światowej, naziści wyjątkowo brutalnie, ale i z olbrzymią precyzją obmyślili plan, by jak najwięcej zyskać dla III Rzeszy, bez względu na koszty. Dopuszczali się więc zbrodni i okrutnych eksperymentów, aż do momentu, kiedy Himmler wpadł na szatański pomysł zgermanizowania polskich dzieci, po to, by służyły dumnemu narodowi niemieckiemu. O wielu okrucieństwach II wojny światowej mówi się głośno. O najmłodszych, którzy przeżyli gehennę, opowiada się niewiele. Zmieniła to Nina Zawadzka w swojej najnowszej, poruszającej wszystkie zmysły powieści.



Wojna przychodzi do małej miejscowości pod Kielcami w momencie, kiedy ludzie mają wykopki i przygotowują się do nadchodzącej zimy. Wszyscy mężczyźni z rodziny Antoszewskich wyruszają na front, pozostawiając w domu matkę i dwie siostry. Najstarsza z rodu, pamiętając jeszcze potworności I wojny światowej, drży o życie najbliższych, Magdalena, najstarsza córka szybko angażuje się w działania konspiracji, a Adelka nie wie jeszcze, że wkrótce przeżyje najgorsze w życiu chwile, które odbiją się piętnem nie tylko na jej psychice, ale też na losach jej najbliższych.

Nina Zawadzka umieściła swoją "wymyśloną" rodzinę w najkrwawszych dla Polski czasach i aby oddać emocje towarzyszące wówczas wielu ludziom, doświadczyła familię tak bardzo, że wyszła z tej zawieruchy zniszczona fizycznie i psychicznie.

Dużo uwagi autorka poświęciła więzom rodzinnym, tym, co dla każdego człowieka jest najważniejsze; oddaniu, miłości rodzicielskiej i siostrzanej czułości. I po tym szalenie ważnym początku jęła coraz intensywniej doświadczać swoich bohaterów, ale pilnując, by pamiętali, że to rodzina jest najważniejsza, daje siłę do przetrwania.

Mnóstwo tu bólu, żalu i narastającego lęku o wszystko. Szalenie trudno czyta się pierwszą połowę tej powieści, bowiem uczucia, które towarzyszą lekturze są niewyobrażalnie silne. Zawadzka celnie zaatakowała czytelników, spowodowała szok i rozbuchała wewnątrz taką trwogę, że trudno było się skupić.

Ta książka to hołd oddany najmłodszym ofiarom tej potwornej wojny. To namiastka uczuć, które targały malutkimi duszami, poddawanymi cały czas srogim karom i próbom wykrzewienia z nich polskości. To też dogłębna analiza ludzkich wyborów i ich wpływu na dalsze życie.

Zachęcam do czytania. To wyjątkowa, wielopoziomowa i niezwykle ważna powieść po przeczytaniu której nie będziecie w stanie dojść do siebie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn