Przejdź do głównej zawartości

Soraya Lane – Córka z Grecji

  Zachwycona pierwszym  i drugim tomem cyklu o utraconych córkach, sięgnęłam po kolejny i tom. I muszę przyznać, że w greckiej odsłonie podoba mi się jeszcze bardziej! Ba! Jestem nim totalnie zauroczona.





Rzecz jasna, fabuła rozpoczyna się podobnie jak w części  pierwszej, czyli od głównej bohaterki, która od tajemniczego prawnika otrzymuje dwa niewielkie przedmioty, które pomogą jej rozwikłać zagadkę z przeszłości i zaprowadzą prosto do Kuby i rozpostarte szeroko ramiona miłości.

To urzekająca fikcja literacka, osadzona w pewnych ramach czasowych, które rządzą się swoimi prawami i są zupełnie inne od tych, znanych nam w czasach współczesnych. Mimo wszystko, podczas lektury szeroki wachlarz emocji przetacza się przez organizm osoby czytającej i jednocześnie potrafi zadbać o szybsze bicie serca, jak i przyprawić o potężne wzruszenie.

Nie jest to lekki romans do kawki, a cudowna, wielopoziomowa i złożona powieść obyczajowa, w którą autorka wplotła ważny element historyczny. Książka nie jest przekombinowana, fabuła skupia się na kontaktach międzyludzkich, społeczeństwie, uczuciach towarzyszących ludziom na co dzień.

Muszę też wspomnieć o tym, że książka w żadnym razie nie jest melodramatyczna, a czytelnik nie zostaje unurzany w oparach smutku i rozpaczy. To jest powieść, z której można wysnuć mnóstwo wniosków, ale jakie one będą zależy od indywidualnych preferencji odbiorcy.

Jest to książka, która sprawia przyjemność. Lekki, nieco bajarski styl autorki, wprowadza w odpowiedni nastrój, a przedstawiane postaci i ich życiowe perypetie pochłaniają bez reszty, tworząc odprężający kokon, w którym zapomina się o całym świecie. 

Soraya Lane ma swego rodzaju łatwość tworzenia niemal doskonałych powieści obyczajowych. Wykorzystała tę cechę i tutaj.  Zawiłe i skomplikowane losy swoich bohaterów potrafi utkać z najpiękniejszych nici swojej wyobraźni. Ta historia jest oryginalna, wielopoziomowa i niepowtarzalna, co powoduje u czytelnika głęboką chęć odkrywania jej do końca. Jej postaci są wyraziste. Albo krnąbrne, nieznośne i bezczelne, albo wręcz odwrotnie – pełne spokoju i wewnętrznego ciepła. Nigdy za to nie są mdłe i nijakie. Co najważniejsze, najbardziej lubię tu postaci drugoplanowe, które nadają historii sensu i pięknie podkreślają jej odbiór. I tutaj właśnie nie zabrakło wspaniałych bohaterów, którzy nadawali historii rytmu.

Serdecznie polecam wszystkim wielbicielkom obyczajówek z historią w tle.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn