Z bardzo dobrymi kryminałami jest tak, że... zbyt szybko się kończą. W przypadku "Sierocińca" tak właśnie było, a poczucie ściskającego trzewia niedosytu towarzyszyło mi dobrych kilka dni. I nie pomógł tu nawet tak zwany czytelniczy klin. Za dużo myślałam o tej książce.
Jest to powieść utkana na kanwie wydarzeń, które miały miejsce w latach siedemdziesiątych w Szczecinie. Tam właśnie autor osadził fabułę i dał swoim bohaterom do wykonania zadanie, które było niebezpieczne nie tylko kryminalnie, ale i politycznie i trzeba było robić niezłe szpagaty, żeby doprowadzić je do końca.
Kowalewski świetnie oddał czasy PRLu, w których jedyna słuszna, komunistyczna władza, popychana do działania przez sowietów drwiła sobie z ludzi, napychając kabzy pieniędzmi pochodzącymi z przestępstw, a w szczególności z nierządu i handlu ludźmi, szczególnie handlu sierotami.
Ciężka niczym gęsta mgła, niemal duszna atmosfera tej powieści, świetnie odzwierciedlała siermiężne czasy Rzeczpospolitej Ludowej, która za tak zwaną żelazną kurtyną toczyła bój o przetrwanie. W walkach brali udział zwykle najbardziej prominentni przedstawiciele władzy oraz osoby z ich pobliża, a boje toczyli zwykle w białych rękawiczkach i nadzorowali proceder z tylnej kanapy, poświęcając jednostki najsłabsze i niemogące się obronić.
Fabuła jest drobiazgowa i dopracowana w każdym szczególe. Doskonale wprowadza czytelnika w czasy sprzed pięćdziesięciu lat i pozwala na dokładne zapoznanie się z epoką i towarzyszącym temu wydarzeniom. Postaci natomiast, to charakterologicznie perły w koronie, bowiem nie są wyidealizowane ani przejaskrawione. Zachwycają inteligencją, sprytem i dążeniem do sprawiedliwości za wszelką cenę, nie nosząc jednak w sobie pompatyczności.
To genialna, szalenie interesująca powieść, której bliżej chyba do sensacji niźli kryminału. Niemniej jednak jestem pewna, że pochłoniecie ją w jeden wieczór!
Komentarze
Prześlij komentarz