To, co zwykle przekonuje mnie do sięgnięcia po drugi tom cyklu, to nie tylko historia, ale też postaci. W pierwszej części przekonała mnie do siebie Deka, która była silną, kobiecą postacią walczącą z złem i usiłującą odnaleźć w sobie magię. Proces ten był niezwykle fascynujący i wieloetapowy, a autorka dała do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec zmian.
Deka dała wolność uwięzionym boginiom, sama przeżyła ogromny szok odkrywając w sobie ogromne pokłady magii, a teraz, wraz ze swoją armią czeka na bitwę, która lada moment ma wybuchnąć. Jej zdolności jednak ewoluują i dziewczyna sama nie wie czy pozwolą na uratowanie Otery, czy wręcz przeciwnie – na jej ostateczna klęskę.
To, co niezmienne w tym cyklu to silne i charakterne postaci kobiece (Britta, Keita, Belcalis), które momentami są bardziej wyraziste od głównej bohaterki. Widać, że autorka rozwija te postaci, daje im swego rodzaju literacką frywolność, którą konsekwentnie i z namysłem prowadzi. Rzecz jasna doświadcza jej też solidnie i nie wskazuje jasnych rozwiązań, ale to tylko nadaje powieści jakości. A podczas budowania postaci głównej bohaterki, stawiła sobie za cel, by dziewczyna miała w sobie tyle determinacji i samozaparcia, że przezwycięży presję, którą narzuciła sobie sama, byleby nieść ze sobą pokój i równość.
Cała ta historia jest opisana szalenie plastycznie i wręcz magicznie. Zachwyca opisami, buduje napięcie, czasem wycisza czytelnika, po to by uderzyć ze zdwojoną siłą. I to zawiera w scenach walk. Pysznie skonstruowanych, momentami makabrycznych i krwawych, ale niezmiennie fascynujących.
Czytelnicy czekający na to, czy wśród tych wielu składników znajdzie się miejsce na odrobinę romansu, uspokajam. Tak, jest odrobinę niepewnie i delikatnie, ale uczucia rozkwitają i mają się dobrze. Pamiętać jednak należy, że jest to wątek poboczny. Najważniejsze są tu postaci i walka o lepsze jutro. Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz