Przejdź do głównej zawartości

Agnieszka Mróz – Dziedzictwo Feniksa

 Nie ukrywam, że mam słabość do romantasy i silnych, kobiecych bohaterek. Uwielbiam historie, w których magia splata się z uczuciami, a główna postać musi walczyć nie tylko z siłami zewnętrznymi, ale także z własnymi lękami, przeszłością i emocjami. Tutaj, obietnica mitologicznych inspiracji, tajemniczych artefaktów i dramatycznych wyborów brzmiała jak przepis na idealną lekturę. I choć nie obyło się bez kilku potknięć, to historia Jillian miała w sobie coś, co mnie przyciągnęło.





Główna bohaterka to pochodząc z Rodu Feniksa Jillian. Należy do legendarnej linii powiązanej z siłami odrodzenia i ognia. Po brutalnej masakrze swojej rodziny zostaje wrzucona w świat, w którym nic nie jest proste, a przetrwanie zależy od zrozumienia mrocznych sekretów, starożytnych artefaktów i zasad rządzących światem Mitycznych.

Choć książka miała solidne fundamenty, zdarzały się momenty, które wybijały mnie z rytmu. Fabuła miejscami wydawała się być zbyt przyspieszona, szczególnie wtedy, gdy nowe wątki autorka wprowadzała bez odpowiedniego rozwinięcia. Bywało, że bohaterowie reagowali w sposób, który kłóci się z logiką wydarzeń lub ich wcześniejszym charakterem. To mniej więcej tak, jakby autorka miała w głowie silną wizję sceny, ale nie zawsze zadbała o konsekwencję psychologiczną postaci.

Największym mankamentem są jednak dialogi, które momentami brzmią sztucznie lub nadmiernie ekspozycyjnie. Zdarzają się rozmowy, które bardziej przypominają tłumaczenia dla czytelnika niż autentyczne wymiany zdań między żywymi postaciami. To odbiera trochę wiarygodności i spowalnia tempo.

Mimo tych potknięć, „Dziedzictwo Feniksa” ma w sobie coś, co przyciąga. Klimat, ciekawą protagonistkę, rozbudowany świat i potencjał dalszego rozwoju fabuły. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością, zwłaszcza jeśli przymknie się oko na niedoskonałości warsztatowe.

To powieść, która szczególnie spodoba się czytelniczkom oraz fanom urban fantasy, którzy cenią sobie silne kobiece postacie, mityczne uniwersa i elementy przygodowe. Jeśli lubicie mieszankę „Mrocznych umysłów”, „Darów Anioła” i „Percy’ego Jacksona” to z pewnością odnajdziecie się w świecie Jillian.

Czekam z ciekawością na kontynuację, z olbrzymią nadzieją, że styl i bohaterowie rozwiną się równie mocno, co płonące skrzydła Feniksa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...