Przejdź do głównej zawartości

Christopher Tolkien – Powrót cienia

 Dla każdego fana Śródziemia i twórczości Tolkiena, „Powrót Cienia” to coś więcej niż książka. To podróż w czasie, do samego serca powstawania jednego z największych dzieł literatury fantasy. Dzięki redakcji Christophera, jego syna i opiekuna literackiego, po raz pierwszy tak głęboko można zajrzeć za kulisy narodzin „Władcy Pierścieni”, ukochanego i cenionego przez miliony czytelników cyklu.



Książka ta nie jest kolejną opowieścią ze Śródziemia, lecz fascynującym studium twórczego procesu, który doprowadził do powstania dzieła życia Tolkiena. To część monumentalnego cyklu „Historia Władcy Pierścieni”, stanowiącego część serii o Historii Śródziemia.

Można tu z wypiekami śledzić nie tylko rozwój fabuły, ale i przemiany samych bohaterów. Ciekawostką jest, że Aragorn nie zawsze był Aragornem, a jego pierwotne imię to Trotter, tajemniczy hobbit noszący… drewniane buty! Frodo nie był jeszcze Frodem, a Shire miał w sobie mroczniejsze elementy niż w ostatecznej wersji książki.

To, co czyni tę książkę wyjątkową, to możliwość obserwowania, jak z literackiej materii, często niespójnej, surowej, wręcz chaotycznej, wyłania się kształt znanego arcydzieła. Dzięki rękopisom,  odręcznym notatkom i mapom, można niemal uczestniczyć w procesie twórczym, który był długotrwały, niekiedy bolesny, ale przede wszystkim fascynujący.

Christopher Tolkien nie tylko udostępnia te materiały, ale też z niezwykłą pieczołowitością komentuje zmiany, decyzje i rozterki ojca. Dla miłośników analizy literackiej to prawdziwy skarb, a dla fanów Tolkiena okazja, by odkryć Śródziemie na nowo.

Jest to pozycja dla tych, którzy chcą zrozumieć, jak powstaje literatura wielka, dla tych, którzy kochają Śródziemie i nie boją się zagłębić w meandry rękopisów, dla tych, którzy chcą zajrzeć za kurtynę mitu. To lektura wymagająca, ale niezwykle satysfakcjonująca.

Jeśli kiedykolwiek marzyliście, by przejść się obok Tolkiena, gdy kreślił na marginesie pomysł na nową scenę czy zastanawiał się nad imieniem bohatera to  ta książka pozwala spełnić to marzenie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...