Przejdź do głównej zawartości

Elle Kennedy, Sarina Bowen – My

 Miłość to miłość. Nie trzeba dorabiać do tego żadnej filozofii. Uczucia między dwojgiem ludzi, które są szczere, intensywne i pełne namiętności, są tak samo prawdziwe, niezależnie od tego, kto kogo kocha. Dlatego tak miło jest czytać powieści, bez zbędnych tłumaczeń, po prostu tak, jak jest., które nie boją się mówić o miłości między mężczyznami czy kobietami wprost, bez pruderii.



Choć „My” to przede wszystkim romans, nie sposób nie zauważyć głębszych warstw tej historii. Kennedy i Bowen doskonale pokazują presję życia w świecie sportu, w którym prywatność bywa luksusem, a „inność” może być postrzegana jako zagrożenie. W tej książce bohaterowie zmagają się z lękiem przed odrzuceniem, z koniecznością dokonywania trudnych wyborów, ale też z pytaniami o to, co naprawdę znaczy być sobą.

Jest to sequel, który spełnia oczekiwania. Nie próbuje być „większy” albo „głośniejszy”. Jest dojrzalszy, bardziej intymny, ale wciąż piekielnie emocjonalny.

To, co wyróżnia duet Bowen & Kennedy, to autentyczność. Ich bohaterowie są pełnowymiarowi, popełniają błędy, nie są idealni, ale dzięki temu są tacy ludzcy. Miłość Wesa i Jamiego nie jest landrynkowa. To relacja, która przechodzi próbę ognia, zderza się z rzeczywistością, testuje granice cierpliwości, lojalności i odwagi.

Dialogi błyszczą humorem i lekkością, chemia między bohaterami aż kipi z każdej strony, a jednocześnie książka nie ucieka od poważnych tematów: homofobii, presji społecznej, konieczności ukrywania tożsamości w zawodowym środowisku.

To historia, która nie tylko domyka opowieść, ale robi to w sposób emocjonalnie satysfakcjonujący. Daje nadzieję i pozostawia z przekonaniem, że każdy zasługuje na miłość nieukrywaną, nietłumaczoną, ale przeżywaną w pełni.

Jeśli szukacie czegoś więcej niż typowego romansu, jeśli chcecie historii z sercem, ale bez lukru sięgnijcie po duet Kennedy & Bowen. To nie tylko opowieść o związku dwóch facetów. To opowieść o byciu sobą mimo wszystko.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...