Są książki, które zostają w głowie na długo po dokończeniu ostatniej strony. Książki, które nie opowiadają historii w sensie tradycyjnym, lecz raczej dotykają czegoś głębszego, emocji, pamięci, ran. „Matczyzna” to jedna z tych opowieści. I wcale nie chcę tutaj epatować wymuszonymi peanami na cześć. Bo z ręką na bijącym literami sercu przyznać muszę, że to powieść poruszająca, mądra i boleśnie prawdziwa.
To nie jest powieść, którą się czyta jednym tchem. To książka, którą trzeba czytać powoli.
Krysia, Marta i Basia to trzy kobiety, trzy pokolenia oraz trzy splecione losy. Każda z nich niesie swój bagaż, swoje niedopowiedzenia, swój gniew i swoją ciszę. I choć ich historie rozgrywają się w różnych czasach, to echo traum, decyzji i przemilczeń odbija się nieustannie w kolejnych generacjach.
Żebrowska z literacką precyzją pokazuje dziedziczenie emocji, przekazywanie nie tyle opowieści, ile niewypowiedzianych lęków, wstydu, tłumionej złości. W tej powieści psychologia przeplata się z historią, zarówno tą osobistą, jak i tą wielką, społeczną. W tle mamy zmieniające się realia Polski: powojenne traumy, socjalistyczne absurdy, przemiany ustrojowe. Ale najważniejsze dzieje się w środku. W relacjach matek i córek, w chwilach milczenia i krzyku.
To również książka o tym, jak kobiety próbują radzić sobie z narzuconymi rolami, buntując się od czasu do czasu, czasem uciekając, czasem zapadając w siebie. Autorka nie moralizuje, nie ocenia, a pozwala swoim bohaterkom być pełnymi: słabymi i silnymi, kochającymi i raniącymi, ofiarami i sprawczyniami.
„Matczyzna” to powieść głęboko kobieca, ale nie w sensie stereotypowym. To rzecz o kobiecej sile, która nie zawsze wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli, ale przybiera formę gniewu, wyparcia czy destrukcji. To także opowieść o cenie niezależności, która bywa wysoka, zwłaszcza gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.
Jeśli szukacie w literaturze nie tylko fabuły, ale też emocjonalnej głębi, subtelnie odmalowanych relacji i bohaterów, którzy żyją jeszcze długo po przeczytaniu książki to „Matczyzna” jest dla Was.
Polecam z całego serca, ale też z ostrzegam: to książka, która boli. Ale w tym bólu jest też coś oczyszczającego. Coś, co pozwala lepiej zrozumieć siebie i te kobiety, które były przed nami.
Komentarze
Prześlij komentarz