Lubię romanse i to nie jest tajemnica. Biorę więc je na tapet tak często jak mogę. I czasem trafiam wspaniale, delektuję się każdą chwilą i żal mi opuszczać historie głównych bohaterów, kiedy pojawia się ostatnia kropka. Czasem jednak trafiam źle, męczę się podczas lektury jak pijany pod płotem i błagam wszystkich książkowych świętych żeby książka się skończyła. Dziś słów kilka o takiej, w której "żarło, żarło i zdechło" i ani ona dobra, ani zła.
Jest to opowieść o córce policjanta i dwóch braciach mafiozach, którzy mają za zadanie rozkochać w sobie dziewczynę i tym samym, zmusić jej ojca do dalszej współpracy z mafią. Miłość jednak opętała nie tego brata co trzeba, a i Olivia spogląda li i jedynie na Marcela. Sprawy się komplikują, a los rzuca młodym kłody od nogi.
Och, jakiż w tej książce panuje chaos. Nie jest to jednak bałagan kontrolowany, mający na celu wyprowadzenie czytelnika w pole, by potem zaskoczyć, ale konkretny i wymykający się z rąk. Nic tu do siebie nie pasuje. Odnosiłam wrażenie jakby autorka zapomniała podać istotnych faktów, które urealniłyby historię. Jest tu kilka zwrotów akcji, ale tak niezrozumiałych i dziwnych, że nawet jeśli potem wyjaśnione zostały dialogami, to zrobiono to zbyt późno, by było chronologicznie i logicznie.
Bohaterowie niestety są niedopracowani. Trudno było za nimi nadążyć i zrozumieć ich zachowania. To trochę tak, jakby autorka wyobraziła sobie swoich bohaterów, a potem nie podzieliła się tymi informacjami z odbiorcami, jakby nie napisała o nich wszystkiego. Jakby zapomniała wskazać ich cechy charakteru, emocje im towarzyszące, które w późniejszym czasie byłyby wytłumaczeniem ich zachowania.
To nie jest tak, że ta książka jest na wskroś zła. Jest bardzo niedopracowana i posiada mnóstwo dziur w strukturze, które można by załatać, by miały sens. Przykro mi, ale nie mogę jej z czystym sumieniem polecić.
Komentarze
Prześlij komentarz