Przejdź do głównej zawartości

Żaneta Pawlik – Mowy nie ma!

 Sugerowanie się okładką nigdy nie wychodziło mi zbyt dobrze, bo zawsze wtedy błądziłam i otrzymywałam nie taką opowieść jaką sobie w danej chwili wymarzyłam. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron książki Żanety Pawlik też tak pomyślałam, ale później okazało się, że jednak to właśnie takiej historii było mi trzeba.



Wydawać by się mogło, że historia Gosi, jej nieudanego małżeństwa z Konradem  karierowiczem i bawidamkiem oraz przyjaźni z przystojnym sąsiadem Adamem, będzie kolejną lekką i przyjemną opowieścią obyczajową z wątkiem romantycznym. Szybko okazało się, że to tylko pozory i owszem, przede mną leży powieść obyczajowa, ale ubrana w tak ogromną ilość warstw, że należy je odzierać jak cebulę i zaglądać pod każdą z wielką uwagą, żeby nie umknął żaden szczegół.

Autorka zaserwowała tu całe spektrum postaci z mniej lub bardziej poplątanym życiem, z bagażem doświadczeń i problemami, które często przyklejone są do ich dusz jak stary plaster, który trudno oderwać z obawy przed bólem. Żaneta Pawlik nie wahała się doświadczać swoich bohaterów. Wrzucała ich do wielkiego bębna i kręciła nim tak długo, aż pojawili się w fabule tacy, jak być powinni. Bliscy czytelnikowi, niedoskonali i popełniający błędy. Tacy, z którymi niejeden z czytelników znalazłby wspólny temat.

Żaneta awlik sprytnie lawirowała pomiędzy swoimi postaciami, sznurki, którymi pociągała, sprawiały, że czytelnik nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić co w tej całej skomplikowanej historii spowodowało, że w stałym związku pojawiła luka, którą należało wypełnić gorącym, odświeżającym uczuciem. Wskazała jak fatalnie czuje się kobieta zdradzona, ale też jak promienieje szczęściem kobieta, której nowa miłość dodaje skrzydeł. 

Ta przepiękna, wielowymiarowa powieść momentami aż kipi od długo powstrzymywanych emocji. Od wieloletniego cierpienia spowodowanego przez człowieka, który jednocześnie był ojcem i katem, od problemów małżeńskich i prób spychania ich na dalszy plan, po to tylko by odnosić wrażenie (choć złudne), że jest się osobą kochaną i otoczoną przez najbliższych. To też próba wskazania pewnych  zachowań u Polaków. Od buty i roszczeniowości (widocznej gołym okiem każdego dnia choćby na SORze) aż po kombinatorstwo i uciekanie od odpowiedzialności za swoje czyny. 

Ale nie tylko na złych emocjach skupiała się autorka. Pokazała też jak ważna jest empatia i pomoc innym oraz dokąd to może doprowadzić. Nie opisuje jednak tego patetycznie i górnolotnie, a opowiada tak, jakby rozmawiała z bliskim przyjacielem. Wskazuje drogę, ale nie zmusza do działania, pozostawia otwartą furtkę.

Znalazło się tu też dużo miejsca dla osobistego spokoju psychicznego, którego tak często nam w życiu brakuje. I tutaj Żaneta Pawlik wskazuje, że nie trzeba walczyć z demonami męczącymi naszą psychikę  na własną rękę, ale zaufać przyjaciołom, którzy pomogą przebrnąć przez ten trudny czas. 

Życie pisze różne scenariusze i daje lekcje w momencie kiedy człowiek się tego nie spodziewa. Każda z osób, która sięgnie po tę propozycję musi wiedzieć, że ta książka jest pełna niespodzianek, zmusza do myślenia i szybko z głowy nie wywietrzeje. To jedna z tych propozycji z przesłaniem, po przeczytaniu której trzeba będzie się zastanowić nad sobą, a może nawet, swoim związkiem, a może i całym życiem. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn