Sądziłam, że mam przed sobą powieść o wierze. O niuansach tworzących systemy wiary, o sieci niekończących się nakazów i zakazów robiących ludziom papkę z mózgu, i wreszcie, o tym, jak trudno jest się wyrwać z tego stuporu. Otrzymałam wszystkiego po trosze, ale nie w takiej formie jak myślałam.
Odnosiłam wrażenie, jakbym czytała pamiętnik człowieka wielce skrzywdzonego. Młodej kobiety, odepchniętej przez najbliższych, tylko dlatego, że postanowiła się uwolnić od destrukcyjnego wpływu Świadków Jehowy. I choć ta wolność nastała, to jednak nie przyniosła ze sobą spodziewanego haustu świeżego powietrza, a zgniliznę, degrengoladę i jedynie chwilowe momenty złudnego szczęścia.
Okazuje się, że tej książki nie można traktować ani jako ciekawostkę, ani jako kompendium wiedzy odnośnie do życia w wierze. Żeby zrozumieć jej wydźwięk, tę powieść trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze, podzielić na etapy i się nad nią zastanowić. Dopiero wtedy całość nabiera sensu i daje jasny przekaz, by nie popadać ze skrajności w skrajność.
Można tu przeanalizować dość dokładnie etapy werbowania ludzi, po to, by ostatecznie stały się marionetkami w ogromnej machinie dowodzonej zdalnie przez kilku mężczyzn. To historia o zatruwaniu umysłów wymyśloną na potrzeby sekty religią i wtłaczaniem ludziom wartości, które wpłyną na ich życie na tyle, by łatwo dali się zmanipulować i byli posłuszni zawsze i o każdej porze. To też wskazanie na to, jak działa ta solidnie naoliwiona korporacyjna machina, czerpiąca niebywałe zyski z ludzkich słabości.
Ta powieść to nie tylko dogłębna analiza zasad panujących w zborze, ale też mowa o destrukcyjnym wpływie tej organizacji na jednostki, które odważyły się żyć własnym życiem, z dala od ich lepkich macek. I tu wyłania się obraz osób z potwornymi problemami natury psychicznej, które z biegiem czasu same na siebie mają zły wpływ. Popadają w marazm, depresję czy uzależnienia. To makabryczny obraz osób, które błagają o pomoc, ale trafiają w próżnię.
To nie jest łatwa lektura, którą czyta się z przyjemnością. To obraz rozpaczy napędzanej przez narkotykowe wizje i umęczony umysł. Paradoksalna spowiedź człowieka samotnego, ale powoli odnajdującego spokój, swego rodzaju katharsis i pogodzenie się z losem.
Komentarze
Prześlij komentarz