Przejdź do głównej zawartości

Anne Bishop – Pakt królowej

Jeśli człowiek jest bardzo stęskniony lektury, to przeczytanie dość pokaźnej książki zajmuje mniej czasu niż zwykle. Prawda jednak jest taka, że czasu jest tyle samo, ale jeśli treść jest interesująca, to nie odczuwa się jego upływu i pochłania się kolejne strony z wypiekami na twarzy. A, że książki Anne Bishop są na wagę złota, toteż ta wyprawa jest jeszcze bardziej spektakularna.




Trzeba Wam wiedzieć, że dziesiąta część serii Czarne Kamienie jest osobną historią i można ją bez problemu czytać bez znajomości pozostałych dziewięciu części. Mamy tu tak umiejętnie przedstawiony świat, że osoba rozpoczynająca tę przygodę szybko orientuje się w temacie i niemal bezboleśnie wchodzi w sam jego środek. 

Muszę przyznać, że Anne Bishop pozostała wierna serii. Czuję się ukontentowana i szczęśliwa, a to wszystko dzięki wielkiemu talentowi autorki i szacunkowi jaki okazała czytelnikom, rozkładając fabułę w ten, a nie inny sposób, jednocześnie odkrywając nowe karty i poruszając inne tematy.

W tej książce dzieje się tak wiele, że nie ma czasu na głębsze rozważania na temat fabuły, ale mimo wielu niespodzianek, całość jest spójna i wielowymiarowa. 

Odnoszę wrażenie jakby Bishop robiła sobie grunt pod nową nitkę historii w serii. Jeśli tak, to ten zabieg udał się niezwykle ładnie i bez zgrzytów pozwoli na wprowadzenie świeżości. 

Jeśli czytaliście Czarne kamienie, to nie muszę Was namawiać do lektury. Jeśli jednak dopiero chcecie zacząć tę przygodę, to ja przeszkód nie widzę, żeby zacząć od tego tomu. Cudo!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn