A cóż tam w mrocznym i dusznym Grombelardzie – zapytacie z ciekawości. A ja Wam odpowiem, że już wiem i jak zwykle jestem zaskoczona, choć przecież nie powinnam, biorąc pod uwagę fakt, że jest to czwarty tom serii. Ale i tym razem Feliks W. Kres zarzucił swoje literackie sieci, w które wpadłam z wielką rozkoszą.
Czwarta część Wstęg Aleru, to przedłużenie poprzedniej książki. To kilka świetnych opowiadań, które dopełniają wcześniejsze historie i zamykają pewien etap. Tu także trup ściele się gęsto, kolejni bohaterowie zostają poddawani pewnym próbom, a chłodny i wyjątkowo szary świat przyciąga czytelnika, który pochłania go bez reszty.
Kres jak zwykle nie bierze jeńców. Szokuje, morduje, knuje coraz to wytrawniejsze intrygi, zaskakuje i manewruje fabułą tylko sobie znanym sposobem i dzięki temu lektura jest oryginalna.
To nieprawdopodobnie pyszna dawka fantastyki. Świetne sceny batalistyczne, przetykają się tu z płynną akcją, doskonale zbudowany świat otula niczym kokon i działa na wyobraźnię jak najlepszy afrodyzjak.
Trzeba też wspomnieć o tym, że ta książka dialogami stoi. Jest ich tu bardzo dużo i są nie tylko doskonałą ilustracją kolejnych scen, ale też tworzą swoje historie, które gładko przechodzą jedna w drugą i absolutnie nie nudzą. Czasem zaskakują, bawią, szokują, ale też pomagają zrozumieć pewne zachowania bohaterów.
To nie jest łatwa lektura z baśniowymi postaciami i lekko romantycznymi wątkami, których teraz pełno na księgarskich półkach. Jest to opowieść intensywna, dobrze przemyślana i obiecująca, że w kolejnych tomach będzie działo się więcej, mocniej i mroczniej. I choć może się wydawać, że wiele już było, ale czuję, że autor nie powiedział ostatniego słowa.
Komentarze
Prześlij komentarz