Zanim opowiem o tej książce, muszę przestrzec, że to nie jest powieść obyczajowa, ani romans. Nie jest to też literatura łatwa, lekka i przyjemna, a jeśli tego Wam właśnie w tej chwili trzeba, to tę pozycję omińcie. Wrócicie po nią w najgorszym momencie Waszego życia, czyli po stracie kogoś bliskiego. I ta książka wtedy pomoże, utuli w smutku i bólu. Pomoże zacząć funkcjonować.
Ta książka to fabularny patchwork. Mamy tu kilka różnych opowieści, które pozornie do siebie nie pasują, ale w ogólnym rozrachunku, dojdziemy do wniosku, że ten początkowy chaos ma sens i wszystkie elementy jednak do siebie pasują.
Opowieść Moniki Sygo to przejście z bohaterem przez wszystkie etapy żałoby; depresję, złość, zwątpienie i pogodzenie się z utratą. To nieprawdopodobnie bolesna podróż w głąb ludzkiej, zranionej duszy, która cierpi tak bardzo, że trudno o tym czytać. Zrozumie to jednak każdy, kto przez tę piekielną boleść zmuszony został przejść.
Już pierwsze zdania tej powieści rozmazują się pod wpływem łez. Nieprawdopodobnie piękne i wzruszające listy, z którymi bohater musi się zaznajomić, to przepiękny dowód na to, że można pozostawić po swojej śmierci coś, co pomoże najbliższym przetrwać trudne chwile i dojść do siebie. To wspomnienia, początkowo wyjątkowo bolesne, ostatecznie, z czasem zatrą ból i pozwolą cieszyć się życiem.
To też historia o niezwykle silnej przyjaźni. Takiej na śmierć i życie. Jedynej w swoim rodzaju. Silnej, bezinteresownej i ważnej. Przyjaźni, dzięki której można zacząć stawiać pierwsze chwiejne kroki w nowej, nieznanej rzeczywistości, jednocześnie wiedząc, że jest ktoś, na kogo w każdej chwili można liczyć.
I chyba najważniejsza w tej książce jest opowieść o rodzinie. Nie takiej, z którą wiążą bohaterów więzy krwi, ale takiej, która wspiera, daje poczucie wartości i jest zawsze. Na dobre i złe.
To porażająco piękna lektura. Na wskroś wzruszająca, ale i niosąca nadzieję, że jutro może być lepsze.
Komentarze
Prześlij komentarz