Urodziłam się w czasie trwania stanu wojennego, w marcu 1982 roku. W czasach wielu niepokojów społecznych i wszechobecnego strachu. I dlaczego o tym piszę w kontekście książki, o której chcę opowiedzieć? Ano dlatego, że mimo, iż zaliczam się do grona tzw. millenialsów, to różni mnie od nich wszystko. Niby niedużo, ale na tyle znacząco, by móc jasno i klarownie określić to jako przepaść międzypokoleniową między mną, a młodymi, przeambitnymi ludźmi, którym wydaje się, że mogą absolutnie wszystko.
Pół roku na Saturnie to opowieść o młodej dziewczynie, przebywającej w Korei na studenckim stażu. Po siedmiu latach wyczerpujących i wymagających studiów, okazuje się, że ma sześć miesięcy do końca grantu i może ten wolny czas wykorzystać w dowolny sposób. Przyzwyczajona do ciągłej pracy, nauki i zabiegania, postanawia zrobić wszystko, by to pół roku było bardzo produktywnym okresem i stawia na to, by wreszcie znaleźć w życiu sens.
Mimo, iż historia przedstawiona w tej książce jest lekka, bardzo przyjemna i miejscami zabawna, to jednak nie jest książką, która tak po prosu wywietrzeje z głowy po jej odłożeniu. To niewiarygodnie ciekawie rozpisane studium przypadku o jednej z przedstawicielek młodego pokolenia, które w skrócie wie tyle, że nie wie nic.
Trudno było mi pojąć pewne zachowania młodych ludzi, którzy właśnie kończą studia i nie wiedzą co mają począć z własnym życiem. Młodzi, przeambitni, inteligentni, wiecznie goniący za wrażeniami, doświadczaniem nowych rzeczy, próbujący nowości i pochopnie podejmujący decyzje. Szalone lekkoduchy, które chcą wycisnąć życie jak cytrynę, jednocześnie nie angażując się w to do końca. Dzięki książce Małgorzaty Sidz, jestem w stanie zrozumieć tę ciągłą pogoń za króliczkiem i wyjaśnić sobie ich światopogląd.
Milenialsi to pierwsze pokolenie, które wychowywane jest w inny sposób i w lepszych czasach niż znane wcześniej, siermiężne – PRLowskie. Dzieci, którym (w większości) nie brakowało niczego, miały czas na naukę języków, zajęcia dodatkowe i rozwój osobisty. Zaprocentowało to wyjątkowo zdolnymi i twórczymi ludźmi, którzy są zdolni do wszystkiego, tylko nie bardzo wiedzą do czego.
Szukają więc inspiracji życiowych w największej otchłani wiedzy wszelakiej, czyli w internecie. Kanały w social mediach, fora internetowe i najróżniejsze strony www, to skarbnice informacji i młodzi ludzie bardzo chętnie z nich korzystają. Chłoną wiedzę jak gąbka, i tak jak szybko zapalają się do nowego pomysłu, tak błyskawicznie z niego rezygnują. Ciągle pracują nad sobą i udowadniają, że życie jest krótkie i chcą wiedzieć na sto procent czym będą zajmować się przez resztę czasu, który pozostał im na ziemi.
Ale czy to ciągłe poszukiwanie przyniesie jakiekolwiek konkluzje i wnioski? Czy istnieje coś takiego jak odnalezienie siebie? O tym w książce Małgorzaty Sidz. To nie tylko case study na konkretnym przykładzie, ale też zabawna ocena współczesności, potęgi technologii i radości z czerpania z życia pełnymi garściami. Polecam gorąco!
Komentarze
Prześlij komentarz