O dobrą, słowiańską książkę szalenie trudno. Na przestrzeni ostatnich lat, trafiłam na dwie warte uwagi. Dziś, z ogromną radością dzielę się z Wami informacją, że dołącza do tego grona pozycja numer trzy od Moniki Maciewicz.
O wiedźmach, które uratowały słowiański lud.
Historia napisana przez Monikę jest na wskroś słowiańska. Traktuje o młodej dziewczynie – Biwii, która rozpoczyna nauki u starej Wiedmy, po to, by w przyszłości stać się taka jak ona. Z czasem jednak, do historii dołączają inne czarownice, władające różnymi mocami, które tworzą razem z Biwią krąg mądrych i potężnych magicznych istot, dążących do wyeliminowania wroga.
Przepyszna była to historia. Początkowo miałam wrażenie jakbym czytała "Starą Słaboniową i spiekładuchy" (jedną z moich ulubionych powieści tego rodzaju). Książka miała taki sam rytm i szalenie podobny schemat, ale potem skręciła o sto osiemdziesiąt stopni i podążyła własną drogą.
Cudownie było czytać o leczniczych właściwościach ziół, tajemnych ingrediencjach, potrzebnych do rzucania uroków i zaklęć. Istocie wytwarzania leczniczych maści i czasu, kiedy najlepiej zbierać zioła potrzebne do czarów. Wszystko to stanowi podwaliny szeroko pojętego ziołolecznictwa, które od kilku lat przeżywa renesans.
Ta książka to nie tylko fabularyzowana historia sprzed wielu wieków, ukwiecona starosłowiańskimi dialogami, ale też uniwersalna prawda o życiu i sile kobiet, które zawsze mogą na siebie liczyć. O tym, jak wiele musi przejść człowiek by zrozumieć pewne rzeczy i dojrzeć do pewnych faktów. Jest to też cudowna opowieść o trudnej miłości i niełatwych życiowych wyborach, nie do końca takich, jakie sobie wymarzyliśmy. To też kilka życiowych mądrości wplecionych w fabułę, do których należy jedna z moich ulubionych:
"Nie ma tylko dobra i tylko zła. One są zawsze razem, jak szczęście i nieszczęście."
Polecam najgoręcej wszystkim, nie tylko wiedźmom!
Komentarze
Prześlij komentarz