Przejdź do głównej zawartości

Madeline Miller – Pieśń o Achillesie

 Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu mieliśmy do czynienia z mitologią grecką lub rzymską. Dla jednych była solą w oku lub kamieniem w bucie, dla innych wspaniałą dawką przygód i cudowną literacką ucztą. Ja należę do tej drugiej grupy osób i wielbię mitologię od czasów szkoły podstawowej.



Okazuje się, że wychwalani ponad wszystko, wszechpotężni bogowie, wcale nie byli tak krystaliczni i wspaniali, na jakich ich kreowano. Rozpasani, gnuśni, chełpliwi, pełni pychy i odbierania wyimaginowanych należności siłą i gwałtem, byli bohaterami na wskroś złymi i ociekającymi trudną do powstrzymania chucią. Z ich "związków" rodziły się dzieci, które zwykle były wspaniałe, niezwyciężone i w niczym nie przypominały swoich rodziców. A ta książka poświęcona jest Achillesowi i Patroklusowi.

To była nieprawdopodobnie piękna historia miłości dwóch mężczyzn, okupiona potężną dawką cierpienia. 

Fabuła utkana jest niezwykle pieczołowicie i skrupulatnie, wszystkie mityczne informacje, podania i legendy, mieszają się doskonale z zamysłem autorki. Wyczuwa się ogromną wiedzę jaką posiada Miller i nagina ją odpowiednio do swojej woli.

Literacko to absolutna perełka. Mamy tu niebywale piękne zdania, wspaniałe, rozbudowane sceny obyczajowe i batalistyczne  historia płynie jak najczystsza rzeka. Jest przejrzysta, jasna i wśród wielu różnych książkowych propozycji jest odświeżająca i ożywcza.

Jest to wyjątkowa powieść o trudnym życiu, ukrytych głęboko ranach, które tkwią w sercu niczym zadra, o rodzinnych niesnaskach, samotności i niezrozumieniu, ale przede wszystkim, to historia miłości. Pięknej, głębokiej i wielowymiarowej.

Zachwyciłam się tą książką. Jej formą, pomysłem i stylem. Będę ją polecać wszystkim z czystym sercem. Cudowna!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n