Kolejny tom doskonałego niemieckiego fantasy właśnie został przeze mnie „połknięty”. I po tym niezwykle interesującym literackim posiłku wcale nie mam niestrawności. Bo po Richarda Schwartza sięga się jak po najsmaczniejsze z dań. Zapraszam do świata, w którym Havald i ekipa walczą o wszystko.
Ahoj, przygodo! Należałoby zakrzyknąć, gdyż historia wkracza na nowe, marynistyczne i bitewne etapy. Ach, czegoż tu nie ma! Są i piraci, i magia, i mity, legendy, ciężkie walki zbrojne, ale też wyjątkowo utkane intrygi oraz rozciągające się niczym sieć niedopowiedzenia.
Jak zwykle, Richard Schwartz złączył zgrabnie w całość kilka wątków fabularnych, które na początku aż proszą się o wyjaśnienie, ale potem sensownie zostają wytłumaczone. Dokładnie, krok po kroku czytelnik jest w stanie sobie ułożyć zdarzenia, dopasować je do wykreowanego świata i po drodze się nie pogubić. To duży atut jeśli chodzi o literaturę fantastyczną. Jasne i klarowne wątki to rzadkość.
Autor utrzymuje dynamikę utworu na wysokim poziomie. Stopniowo budowane napięcie sprawia, że czytanie to prawdziwa frajda. Strony przerzuca się szybciej niż kilometry w liczniku, a powieść pochłania się słowo po słowie. Schwartz zaserwował cały wachlarz emocji, wartką akcję, wyjątkową atmosferę, doskonale wykreowane postaci i odrobinę romansu, która pojawia się i znika w kolejnych tomach.
Rozpoczynając tak długą serię, czytelnik musi zdawać sobie sprawę, że nic tu nie będzie proste. Autor ma czas na to, by dopieścić swoje pomysły, uczłowieczyć bohaterów i nadać im styl. Spowodować, że czytelnik będzie mógł się z nimi utożsamić, albo, że zamarzy mu się taka karkołomna, pełna przygód podróż. O to właśnie chodzi w wielotomowych seriach fantasy i mnie osobiście, szalenie się to podoba. Bo im więcej tomów, tym dłużej ta historia zostanie w mojej głowie.
Życzę sobie i Wam tak ogromnej przyjemności z czytania, jak do tej pory. Niechże się wieść w świat niesie, że to naprawdę kapitalna seria.
Komentarze
Prześlij komentarz