Przejdź do głównej zawartości

Douglas Stuart – Shuggie Bain

O rzeczach trudnych czyta się... trudno. A książka, o której chcę opowiedzieć taka właśnie jest. Spowodowała ona, że wielokrotnie musiałam przerywać lekturę ze względu na emocje buchające we mnie niczym wulkan. Muszę Was ostrzec. Po jej zakończeniu, Shuggie zostanie z Wami na zawsze. Bez względu na to czy jesteście na to przygotowani, czy też nie.




W fotograficznym skrócie można by rzec, że jest to opowieść o powolnej destrukcji ciała i duszy, podstępnej chorobie toczącej rodzinę od środka, a także niemal patologicznych zachowaniach pogłębiających uczucie bezbrzeżnej samotności. 
Więcej o fabule nie chcę opowiadać. Wolę, byście zaczęli czytać, nie wiedząc co na Was czeka w środku.

Ta poruszająca powieść wydziera z człowieka całe szczęście jakie sobie naprodukował w ciągu mijających lat. Autor w niezwykle plastyczny, ale jednocześnie ponury sposób ukazuje szarą i potworną codzienność robotniczej rodziny. Zderzenie świata, który znamy, z tym sprzed ponad trzydziestu lat, to nie tylko kulturowy szok, ale też zmaganie się z problemami, których teraz nie możemy pojąć. 

Dojrzewanie w trudnych czasach tzw. Tacheryzmu stanowi wyjątkowo trudny temat do dywagacji. A jeśli dodać do tego problemy dysfunkcyjnej rodziny, galopujące uzależnienie od alkoholu i szukanie miłości tam gdzie jej nie ma, daje czytelnikowi łamiący serce obraz, z którego widokiem trudno sobie poradzić. Najlepiej byłoby odwrócić wzrok, ale jest to rzecz niemal niemożliwa. 

Gdyby książki można było określić kolorami, to bez wątpienia wskazałabym szarość jako kolor dominujący. Ponury, przygnębiający portret zniszczonych polityką, pracą i życiem ludzi, sprawia depresyjne i tragiczne wrażenie. I mimo, że w głębszych warstwach tej historii dokopać się można do wspaniałego i czystego jak łza uczucia, nadającego powieści lżejszego, cieplejszego kolorytu, to jednak szarość wiedzie tu prym.

Ta książka łamie czytelnicze serca. Emanuje potężną dawką emocji, desperackich przykładów zachowania pozorów, prób samoakceptacji, ale też dążenia do autodestrukcji. To potworny, emocjonalny wir, który pochłania całą dobrą energię i zostawia czytelnika z głową pełną pytań bez odpowiedzi.

Niebywała, ważna i wstrząsająca powieść.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n