Przejdź do głównej zawartości

Corinne Michaels – Zostań dla mnie

 Ostatni z braci Arrowood właśnie dostał strzałą. Nie była to bynajmniej strzała ze słynnego powiedzenia ich zmarłej matki, a najzwyklejszy pocisk wystrzelony z łuku Amora. Oto przed Wami zakończenie udanego cyklu o braciach.



Tym razem przyszedł czas na Jacoba, hollywoodzkiego aktora, który musi odbyć swój półroczny staż w znienawidzonym przez niego Sugarloaf. Mężczyzna ma plan sprzedać swoją część ziemi i nigdy tam nie wracać, jednak piękna, ognistowłosa Brenna, wdowa i matka dwójki dzieci, zachodzi mu za skórę tak bardzo, że Jacob nie jest w stanie się od niej odczepić.

No i doczekaliśmy się pełnej przygód historii o Jacobie i Brennie. Jak to u Corinne bywa, pełno tu wyjątkowo romantycznych scen, miłosnych, gorących uniesień i wzbudzających zachwyt wyznań.

Ta książka należy do tych cukierkowych, ociekających lukrem i obłożonych pluszem. Momentami tego jest tak dużo, że robi się mdło. Odnosiłam wrażenie jakby autorka chciała już skończyć tę serię i zająć się kolejnymi bohaterami, których sobie wymyśliła. Kulały tu dialogi, które nie wnosiły niczego nowego do treści, w zasadzie nawet jej nie uzupełniały. Ot, rozmowa o niczym toczyła się w najlepsze po to, by móc jakoś zakończyć rozdział.

Dużo tu też wydumanych mądrości, które są użyte w tak pompatyczny i wzniosły sposób, że momentami zgrzytałam zębami i z niedowierzaniem przewracałam oczami.

Jednak mimo tych dwóch potknięć książka jest dość lekkostrawna. Nie męczy, czyta się ją szybko i bez problemów i doskonale odstresowuje po ciężkim dniu.

Jeśli więc lubicie romantyczne historie, przepełnione wieloma czułymi słówkami i z niemal idealnymi bohaterami, to ta książka będzie właśnie dla Was.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...