Potrzeba przeczytania niepokojącego thrillera lub kryminału czasem jest tak silna, że szukam na oślep. Tym razem jednak, wiedziona doskonałymi recenzjami zagranicznymi, postanowiłam pochylić głowę ku Ruth Ware. Będzie więc dziś o tym, że się nie zawiodłam, nieco przeraziłam ale też z olbrzymim ukontentowaniem skończyłam tę powieść.
Czy przyjęcie spadku, którego właściwie nie powinno się przyjąć będzie dobrym posunięciem? I czy chęć poratowania swojej sytuacji materialnej nie wiąże się w tym przypadku z wielkim niebezpieczeństwem? Na te pytania usiłuje odpowiedzieć sobie główna bohaterka powieści – Hal, a przebywanie w ponurym i zimnym domu oraz kolejne odkrywanie tajemnic staje się zadaniem na wskroś trudnym.
Napięcie towarzyszące lekturze jest niemal namacalne. Mamy tu do czynienia z wszechogarniającą grozą i poczuciem zagrożenia wypływającego z każdego kąta starego domu. Autorka trzyma czytelnika w silnym uścisku, od czasu do czasu poluźniając chwyt, po to, by po chwili zacisnąć go jeszcze mocniej i zaznaczyć, że dalej będzie jeszcze groźniej.
Czytelnik odnosi wrażenie jakoby jemu samemu wyrządzano jakąś niewyobrażalną krzywdę. I choć nie jest to powieść z nurtu science fiction, to jednak atmosfera panująca w domu i styl w jakim książkę napisano, powoduje, że w każdej chwili należy spodziewać się niespodziewanego i wystraszyć się w najmniej spodziewanym momencie, a także stracić poczucie logicznego myślenia i poczucia rzeczywistości.
Cała atmosfera tej powieści przywodzi na myśl stare zamczyska i duszne, cuchnące korytarze, przepełnione echem okropnych zbrodni sprzed lat. Wkradają się tu pewne gotyckie elementy, które w niepokojący sposób ilustrują całą historię i nadają jej charakteru.
Fabuła nie pędzi tu na złamanie karku. Jest nieco powolna i snuje się niczym gęsta mgła. Doskonale zazębia się z przerażającym i pełnym tajemnic domem, który naznaczony jest morderczym piętnem.
Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz