Grudniowy poranek był rześki i mroźny. Korzenny
zapach świeżo zarobionego ciasta piernikowego niósł się po
klatce schodowej kamienicy przy ulicy Krótkiej i wylatując przez
szerokie drzwi wejściowe, nęcił przechodniów. Mieszkańcy
przyzwyczajeni do piernikowego aromatu, który unosił się w ich
domu już od września, często śmiali się, że mieszkają w
najbardziej świątecznym domu na zachodzie Polski. Winną tego
całego pachnącego zamieszania była Ilza Kalska, właścicielka
najlepszej cukierni internetowej w całym Lubuskiem. Aby zdążyć z
zamówieniami, kobieta rozpoczynała pracę już w połowie września,
ale żeby sąsiedzi nie wzięli jej za kompletną wariatkę, która
oszalała na punkcie świąt, z kolędami czekała do pierwszego
grudnia. Muzyka płynąca z głośników jej wysłużonej wieży
stereo wprawiała ją w tak miły nastrój, że robota dosłownie
paliła jej się w rękach. Wyrabianie ciasta, wykrajanie, wypiekanie
i najprzyjemniejsze, czyli lukrowanie, miała opanowane do perfekcji
i była pewna, że każde ciastko przygotowane przez nią będzie
dokładnie takie o jakie prosili stali klienci.
Prawie
stumetrowy lokal, w którym mieszkała i wypiekała swoje małe
dzieła sztuki otrzymała od rodziców i ciotki Eulalii, która jako
stara panna oraz współwłaścicielka mieszkania, zdecydowała się
oddać bratanicy swoją część, a sama wyprowadziła się do swojego bliźniaka i ku rozpaczy swojej bratowej, jęła zatruwać im spokojne wiejskie
życie.
Ciotka
Eulalia już od urodzenia uchodziła za nerwusa i złośnicę, a w
przeciwieństwie do jej brata bliźniaka Edwarda – wiecznie
uśmiechniętego i życzliwego – była skwaszona i
niezadowolona z życia. Rodzice przepisali mieszkanie przy ulicy
Krótkiej na nich oboje, wierząc, że po ich śmierci rodzeństwo
będzie razem. Życie zweryfikowało plany państwa Kalskich bardzo
szybko, ponieważ zaraz po studiach Edward postanowił wyprowadzić
się na wieś, gdzie razem ze swoją świeżo poślubioną żoną
zamieszkali w leśniczówce. Eulalia została więc sama w wielkim
mieszkaniu i roku na rok robiła się coraz bardziej nieznośna i
uciążliwa. Sąsiedzi omijali ciotkę szerokim łukiem, a jak już
ktoś przez przypadek wpadł na nią na klatce schodowej, natychmiast
dopadały biedaka jej wstrętne ciekawskie macki i wśród gradobicia
idiotycznych pytań i pretensji, pocił się i jąkał żeby jak
najszybciej zejść tej wyjątkowej niewieście z drogi. Ale odkąd
Eulalia przeniosła się na wieś, mieszkańcy kamienicy odetchnęli
z ulgą i z niemałą przyjemnością powitali w swoich progach
drobną Ilzę, zawdzięczając jej spokój i ten niezwykły
piernikowy aromat, który rozsiewała przez większą część roku.
W
przededniu Mikołajek, urobiona po łokcie Ilza, miała właśnie
wkładać do pieca dwie blachy ciastek, kiedy jej leniwy zwykle
basset o imieniu Bigos rozszczekał się jak szalony i nerwowo zaczął
krążyć wokół drzwi w przedpokoju. Pełna złych przeczuć i
najgorszych obiekcji, Ilza pojawiła się przed drzwiami, tuż przed
tym, zanim w korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Gość za nimi stojący nie czekał na zaproszenie, tylko z impetem nacisnął
klamkę i dziarskim krokiem wtargnął do mieszkania. Okazało się, że u progu stoi oczywiście ciotka Eulalia, która bez ogródek rozpoczęła
swoją tyradę.
- Po
pierwsze, PRIMO, moja droga, to drzwi należy zamykać na klucz,
ponieważ nigdy nie wiesz kto za nimi stoi. Po drugie, SECUNDO,
zabierz ode mnie tego śmierdzącego kundla. Po trzecie, TERTIO, nie
stój jak ostatnia łamaga z rozdziawioną paszczą, bo ci tam mucha
zrobi rondo i po czwarte, VOTO, zaparz mi kawy, a ja w tym czasie
odsapnę, bo mi strasznie w ustach zaschło. To pewnie przez ten
mieszczański smog i takie mdłe powietrze. Nie to co w Jemiołach, tam
powietrze aż skrzy od czystości, można odetchnąć pełną
piersią, no chyba, że akurat ten okropny Walczak rozpali w piecu i
zakopci śmierdzącym dymem podwórko. Ciotka nie przerywając
monologu, odwiesiła płaszcz na krzesło i nie zwracając uwagi na
bratanicę, udała się do salonu. Ilza otrząsnęła się z szoku
wywołanego niespodziewaną wizytą, wróciła do kuchni i postawiła
czajnik na gaz. Pomyślała, że zaparzy kawy, wysłucha ciotki i
wróci do pieczenia, wszak zamówienia czekały, a nie chciała
tracić ani minuty swego cennego czasu na głupoty. Przez chwilę
pomyślała nawet, że gdyby ciotka nie była taką okropną osobą
to może spotkałaby jakiegoś mężczyznę, z którym mogłaby
porozmawiać, dzielić się problemami, albo zagadywać go do białego
świtu. Eulalia była w kwiecie wieku, miała dopiero 47 lat i
wyglądała wspaniale. Czarne włosy, jeszcze nie przyprószone
siwizną, zaczesywała w ciasny kok na czubku głowy. Gibka, ale
zaokrąglona tu i ówdzie sylwetka dodawała jej uroku, a błękitne
oczy przykuwały spojrzenie. Niestety czar pryskał, kiedy tylko
Eulalia otwierała usta i wypływały z nich same gorzkie słowa.
Ilza szybko otrząsnęła się z marzeń i stwierdziła, że ciotka
jest niereformowalna i z pewnością nie ma na świecie takiej osoby,
która wytrzymałaby z nią dłużej niż kilka minut. Rozważania
dziewczyny przerwał jej niezadowolony głos.
-
Dziecko, co ty tam robisz w tej kuchni? Nie wiesz, że niegrzecznie
jest zostawiać gościa samego? Mam nadzieję, że pamiętasz, aby
moją ulubioną arabicę zaparzać wodą o temperaturze
osiemdziesięciu stopni Celsjusza, inaczej kawa traci aromat?
Ilza
westchnęła zrezygnowana, nalała kawy do dzbanka, ustawiła
filiżanki, cukiernicę i talerzyk z pierniczkami na starej
secesyjnej srebrnej tacy i zaniosła do salonu. Wchodząc zauważyła,
że ciotka przeciąga palcem po ramie obrazu i z okropnym uśmiechem
malującym się na wąskich ustach odwraca się w stronę bratanicy.
- Od
czasu do czasu warto byłoby posprzątać, moja droga. Taki bałagan
nie przystoi młodej osobie. Uważam, że zbyt dużo poświęcasz
zabawie w wypieki. Skończyłaś pedagogikę, mogłabyś uczyć w
szkole, a nie stać przy garach jak kocmołuch i wypiekać te
śmierdzące, twarde pseudo ciastka.
-
Ależ ciociu, to całe moje życie, ja uwielbiam piec. Poza tym
przynosi mi to świetne profity, a na ramie obrazu to nie kurz tylko
mąka. Bigos narobił mi wczoraj niezłego bałaganu. - zaoponowała
Ilza.
-
Profity nie dadzą ci szacunku w mieście. Będziesz uchodziła za
dziwaka i odmieńca. Spójrz na mnie. Wszyscy mi się kłaniają,
jestem personą w tym okropnym mieście i nie ma osoby, która z
szacunkiem nie skinęłaby mi głową.
Ilza
pomyślała, że szacunek z pokłonami może mieć jedynie królowa
angielska, a nie ciotka Eulalia z rozdmuchanym do granic możliwości
ego, ale nie powiedziała tego na głos tylko wbiła z utęsknieniem
wzrok w drzwi prowadzące do kuchni i czekała aż smętne narzekania
przestaną płynąć. Uciekła myślami tak daleko, że usłyszała
jedynie jak krewna kończy zdanie, mówiąc:
-
...I właśnie dlatego postanowiłam u ciebie dziś przenocować.
Odmawiam jednak spania w mojej starej sypialni, z przyjemnością
skorzystam z twojego łóżka – ty jesteś młoda, więc bez
problemu zaśniesz na tej rozkładanej kanapie. A teraz wracaj do
pieczenia tych swoich okropnych ciastek. Rozmawiałam ostatnio z
sąsiadką z naprzeciwka i ona również uważa, że twoje wypieki są
fatalne. Sama więc widzisz, że trzeba było zająć się
edukowaniem dzieci, a nie mieszać w kuchni. Idź już, idź –
ciotka machnęła swoją upierścienioną ręką, odprawiając tym
samym bratanicę i sięgnęła po leżącego na stoliku pilota.
Ilza
przełknęła łzy, które uparcie cisnęły jej się do oczu i
wróciła do kuchni. Ciotka lubiła wprawiać ją w zakłopotanie, a
już poniżane wychodziło jej wyjątkowo dobrze. Dziewczyna
wiedziała, że odchoruje tę niezapowiedzianą wizytę, ale teraz
najważniejsze było dokończenie zdobienia pierników. Postanowiła,
że później zastanowi się jak zniechęcić ciotkę do składania
jej tych nagłych wizyt. Coś musiała zrobić, tego była
pewna, jeszcze nie wie co, ale zajmie się tym rano, teraz zabierała się do pracy.
Młoda
Kalska pracowała niemalże do północy, układając w równe stosy
pachnące gwiazdki, choinki i aniołki. W międzyczasie niezadowolona
ciotka snuła się po mieszkaniu i wytykała bratanicy najmniejsze
nawet błędy. A to pies śmierdział, to znów zbyt głośno
oddychał, a kiedy indziej bratanica zbyt energicznie odłożyła
blachę. Ciotce przeszkadzało dosłownie wszystko, więc kiedy
wreszcie oddaliła się do sypialni, Ilza odetchnęła z ulgą i
padła jak długa na wysłużoną kanapę stojącą w kącie salonu.
Po chwili już spała. Była tak zmęczona, że nie zauważyła
przemieszczającej się do kuchni Eulalii, która cicho, na
paluszkach podeszła do ozdobionych brokatem świątecznych
kartoników i z rozkoszą zaciągnęła się wydostającym się z
nich aromatem. Nigdy nie przyznałaby się bratanicy, że pierniki,
które tak skrytykowała po południu, kusiły ją od kilku godzin.
Czekała aż Ilza położy się spać, więc kiedy hałasy
dobiegające z kuchni w końcu ucichły, Eulalia postanowiła się
zakraść i poczęstować jednym z kolorowych pierników. Wybrała
małego, polukrowanego na biało - czerwono Mikołaja, oparła się o
kuchenny blat i ugryzła.
Aromat,
który znienacka zaatakował jej kubki smakowe był tak
obezwładniający, że Eulalia jęknęła z rozkoszy. Czuła cudowny
miód lawendowy, kakao, goździki, cynamon i... ze zdziwieniem
skonstatowała, że wyczuwa również nutę skórki pomarańczowej,
co znacznie podniosło smak ciastka. Nim rozsmakowała się na dobre,
piernik skończył żywot w jej ustach. Postanowiła więc, że
usiądzie przy stole, naleje sobie mleka i zje kilka pierników z
któregoś pudełka, potem położy je na kuchennej podłodze, a
rano jak gdyby nigdy nic zrzuci winę na tego okropnego kundla, który
przypatrywał się jej świecącymi ślepiami.
Sięgnęła do kartonika po kolejne ciastko i pogryzając ze smakiem podeszła do
szafki. Wyjęła szklankę i nalała sobie mleka, a wracając do
stołu miała zabrać ze sobą kolorową paczuszkę. Niestety jej stopa nastąpiła na
coś ciepłego i miękkiego, co w dodatku wydało z siebie przeciągły
jęk, a potem wbiło zęby w ciocine nieobute stopy. Zaskoczona
Eulalia wywinęła ze strachu podwójnego axla i z cichym jękiem
plasnęła pośladkami o podłogę. Rozwścieczony Bigos, widząc, że
wróg leży tuż koło nadwrażliwego psiego nosa, zaczął skakać
po brzuchu ciotki, wypychając z przepony resztkę tchu. Eulalia
próbując zrzucić z siebie napastnika, zaczęła machać rękami i
wierzgać nogami, niestety basset ani myślał zostawić kobiety w
spokoju, usiadł jej wygodnie na mostku i zaczął dobierać się do kartonika
z ciasteczkami, które wylądowały tuż obok głowy Eulalii.
- O
nie! Ty zapchlona kupo sierści! - Rozzłoszczona ciotka ryknęła na
psa. - Pierników ci nie oddam, na pewno nie! - Szarpnęła Bigosa
za długie ucho i wpakowała sobie do ust skradzioną, obleczoną w
czekoladę gwiazdkę. Rozwścieczony pies, odwrócił się i z całym
impetem rzucił się kobiecie na twarz, porywając jednocześnie
opakowanie z pozostałościami świątecznych ciasteczek i nie
oglądając się na wroga poczłapał do legowiska.
Ilzę
obudziły dziwne hałasy dochodzące z kuchni, wystraszyła się nie
na żarty i uzbrojona w kominkowy pogrzebacz dobiegła do drzwi.
Zapaliła światło i biorąc szeroki zamach na potencjalnego
intruza, zamarła w pół kroku. Jej oczom ukazał się niecodzienny
obraz. Bigos siedział obrażony na swoim legowisku i ze smakiem
futrował coś chrupiącego, a na podłodze, spod stołu wyłaniały
się nogi obleczone żółtą piżamą w okropne różowe kocięta,
podrygiwały przy tym jakby podłączono je pod wysokie napięcie.
-
Ciociu? - szepnęła Ilza i zajrzała za blat. Za stołem faktycznie
leżała jej ciotka, ale jakaś taka błękitna na twarzy, zupełnie
jakby żuła jagodową gumę balonową od Willy'ego Wonki.
Wystraszona nie na żarty dziewczyna wysunęła biedną ciotkę spod
stołu, chwyciła ją pod pachami, ustawiła do pozycji siedzącej i
ścisnęła z całej siły tuż pod mostkiem. Ciotka wystrzeliła jak
z armaty kawałkiem oślinionego piernika, spojrzała z wdzięcznością
na bratanicę i osunęła się na podłogę.
Ilza
upewniła się, że ciotka oddycha, chwyciła za telefon i zadzwoniła
po pogotowie. W międzyczasie zawlokła bezwładne ciało na kanapę
i popędziła otworzyć drzwi. Wracając, zdała sobie sprawę, że
ciotka odzyskuje przytomność i usiłuje jej coś powiedzieć,
podeszła więc szybko do kanapy, nachyliła się nad Eulalią i
zapytała:
-
Ciociu, czy czegoś ci trzeba? Mam zadzwonić po tatę? Ciociu, mów,
bo się denerwuję! Eulalia pomachała ledwo zauważalnie głową,
teatralnie przewróciła oczami i szepnęła:
-
Daj mi dziecko inkaust, pióro i papier. Będę umierać.
- No
co też ciocia opowiada? Jaki inkaust? Ciocia niech leży i czeka, a
ja wyjdę zobaczyć czy pogotowie już jedzie.
Nie
dokończyła zdania, kiedy w drzwiach stanęli ratownik medyczny i
lekarz z tak niezadowolonym wyrazem twarzy, że Ilzie przebiegły
ciarki po plecach.
-
Gdzie ta kobieta, która się zakrztusiła ciastkiem? - zapytał
doktor i nie czekając na odpowiedź podszedł do leżącej na
kanapie Eulalii. - Śmierdzi w całej klatce schodowej tymi okropnymi
korzennymi ciastkami, człowiekowi od razu robi się niedobrze i
zgaga pojawia się natychmiast. Nie trzeba ich nawet jeść, żeby
przełyk palił jak ogień piekielny. Doprawdy okropność. Poza tym,
któż to widział jeść ciastka po nocy?
Oczy
ciotki Eulalii zrobiły się wielkie jak spodki, na twarz wróciły
jej rumieńce i kiedy tylko odzyskała rezon, wypaliła:
-
Myślę, że zgaga, panie doktorze, nie pojawiła się znikąd.
Sądzę, że gniecie pana nadmiar żółci, a tak się składa, że
jestem specjalistką od spraw beznadziejnych i z przyjemnością się
panem zajmę.
Lekarz popatrzył skonsternowany na kobietę, odesłał ratownika i po skończonym badaniu zalecił pacjentce dużo
płynów oraz kilku godzin solidnego snu. Wychodząc z pokoju
odwrócił się jeszcze w stronę Eulalii i powiedział.
-
Zupełnie nie rozumiem kobiet, które ubierają się w tak idiotyczne
piżamy. Wygląda pani niedorzecznie, choć biorąc pod uwagę pani
typowo dziecięcy wygłup z ciastkami, sądzę, że do pani pasuje.
- A
niech mnie wszyscy święci! - pomyślała Ilza obserwując toczącą
się między tymi dwojgiem słowną bitwę – Oni są tacy sami!
Trafił swój na swego!
Nim
lekarz opuścił mieszkanie, ciotka zerwała się z kanapy i
podbiegła do mężczyzny. - Panie doktorze, proszę wziąć głęboki
wdech. Nie chce pan przecież żeby ta okropna zgaga zepsuła panu
resztę dyżuru. Proszę nie oddychać, proszę iść i nigdy nie
wracać!
-
Nie omieszkam – odrzekł mężczyzna, ale w jego oczach zamiast
złości zabłysł dziwny blask, blady taki i nieśmiały, jakby
długo czekał na ujawnienie.
Kiedy
tylko drzwi zamknęły się za przystojnym doktorem, ciotka klasnęła
w ręce, podbiegła do Ilzy i uśmiechając się szeroko, krzyknęła.
- Isiu! Isiu, moja kochana! Ty mi musisz koniecznie pokazać jak się
wypieka te pierniki, koniecznie. Ja rano pobiegnę do szpitala i
odnajdę tego lekarza. Mówię, ci Isiu, zrobię wszystko, tylko ty
mi pomóż! Bo jeśli się uda, to ten lekarz będzie miał zgagę do
końca życia, a ja będę ją leczyć!
Ilza
pomyślała, że ten grudniowy, świąteczny nastrój opanował
ciotkę Eulalię znienacka, domyślała się jednak, że całej tej
zmianie winne są pierniki. No i może też trochę Bigos.
Przepis na miękkie pierniczki prostu z kuchni Ilzy:
Komentarze
Prześlij komentarz